Szkolenie zaczyna się w sobotę rano, z domu mam na tor prawie 300 km, zatem zrobiłem sobie rezerwację w hotelu za Skarżyskiem Kamienną i pojechałem już w piątek po pracy. Pogoda idealna, jakieś 21-22 stopnie, słońce za chmurami, cudnie. Spakowałem się w centralkę, bo to przecież tylko weekend.
Niezawodny Google Maps poprowadził mnie bocznymi drogami już od samego domu, bo na Roździeńskiego jak zwykle po południu mega korek.
Coś strasznego, niby są po 3 pasy w każdą stronę, ale ludziska jeżdżą jak barany. Starczy, że jeden przyhamuje, już mu ktoś parkuje w tyłek, stłuczka i wszyscy stoją. Ciekawe jest najbardziej zjawisko tzw. "A-paczy", czyli tych co jadą w drugą stronę i choć mają 3 wolne pasy, muszą koło wypadku zwolnić i koniecznie pooglądać, co to się stało na przeciwległym pasie ruchu? I to przy dużym natężeniu popołudniowego ruchu powoduje korki również na drugiej nitce drogi, dramat! Generalnie jak coś się na Roździeńskiego stanie, wszystko stoi w obie strony zawsze!

Kolega z Sosnowca też mnie tak kiedyś z domu wyciągnął. "Choć, idziemy polatać po winklach" mówił. O super, lecę! Dojechaliśmy Gierkówką do zjazdu na Pyrzowice i jego "winkle" to było jeżdżenie w kółko po tutejszych ślimakach )-: No porażka! Ale oj nie, nie byliśmy sami, było kilkunastu takich bajkerów, głównie na CBR 1000 i innych tego typu plastikach, którzy spędzali popołudnie, szorując kolanami po asfalcie, jeżdżąc z jednego ślimaka na drugi... Bez komentarza.. To była moja ostatnia przejażdżka z tym kolegą (-;
Poźnym wieczorem docieram do Hotelu Oleńka, którego nie będę polecał, gdyż trącił już lekko myszką. Za to obsługa była bardzo miła i mocno wydekoltowana (-;
Gdy parkuję Zygzaka pod hotelem, pojawia się biały Versys. Próbuję zawiązać z jego kierownikiem kontakt, ale znika mi z oczu, gdy ja melduję się w recepcji. Ale tak jak zakładałem, spotkamy się jutro na torze.

Rano szybkie śniadanie serwowane znowu przez te same wydekoltowane kelnerki (-; Najbardziej chce mi się śmiać z blondynki, która tuż za barem robi jeszcze na szybko makijaż, podczas gdy goście już jedzą jajecznicę. "Wróciłam późno z imprezy" mówi koleżance, to się biedactwo nie wyspało.
Dobra, poranny shower i jadę na tor, mam do niego jakieś 15 minut z hotelu. Po drodze kupuję jeszcze na BP kanapki, napoje i coś słodkiego. Nie chcę robić powtórki sprzed roku i na obiad jeść paskudnych hot dogów.
Wpadam prawie punktualnie na tor
Wpadam prawie punktualnie na tor
Tutaj parę słów o Torze Jastrząb. Zlokalizowany jest między Kielcami a Radomiem i jest po prostu super. Obiekt jest nowy, asfalt gładziutki, boksy ekstra, trybuna, pomieszczenia biurowe z klimatyzacją, no odlot. Sama nitka toru jest dość krótka i mocno pokręcona, ale górka jest super. Ciekawe ile ktoś $ zainwestował w ten obiekt? Podziwiam odwagę biznesową.
Jest sporo sprzętów
Jest sporo sprzętów
Zaczynamy jak zwykle od wykładu Janusza, znam go co prawda na pamięć, bo to chyba już 6-ty albo 7-my raz, ale słucham jakbym tu był 1-szy raz. Nie odzywam się również za bardzo, chcę zobaczyć co mają do powiedzenia inni bajkerzy.
O zgrozo, kolesia od tej Beemki S1000RR to bym odstrzelił, moto ma fajne, ale to, co koleś będzie potem robił na torze, to jakaś totalna pomyłka będzie.
Na szczęście w większości reszta uczestników jest ok, w tym wspomniany wcześniej biały Versys.

- rozgrzewka z ekwilibrystyką ma motocyklach,
- slalom,
- zawracanie przy minimalnej prędkości (tutaj jak zwykle przeginam i w pewnym momencie jadę już tak wolno, że tracę kontrolę nad motocyklem i Zygzak kładzie mi się łagodnie na prawy bok, całe szczęście, że miałem złożone lusterka, bo crash pad wziął na siebie cały ciężar motocykla i nie ma żadnych strat),
- obserwowanie pachołków w zakręcie,
- przeciwskręt (tutaj proszę Janusza o wyraźne wskazówki, bo nie jestem do końca fanem tej techniki i chcę się jej wreszcie dobrze nauczyć),

- hamowanie awaryjne z omijaniem przeszkody,
- hamowanie w zakręcie,
- jazdy na torze.
Janusz jak zawsze z dużym zaangażowaniem tłumaczy co i jak mamy robić.
A my grzecznie słuchamy (-;
Janusz zawsze pierwszy pokazuje kilka razy, jak poprawnie wykonać każde ćwiczenie. Tym razem ma nowy model Suzuki SV650 w ładnej czerwieni.
To my z nowu w pełni zaangażowani, obserwujemy mistrza (-:
Na koniec dnia jeździmy cały dzień po pięknym Torze Jastrząb
Najlepsza jest na górka z tyłu, zjeżdżając z której wpada się w zakręt 180 stopni, coś pięknego
Ćwiczymy w 3 grupach, podzieleni wg kategorii motocykli. Potem już w trakcie jazd po pętli toru jesteśmy już podzieleni tylko na 2 grupy
Więc co 15 minut jest chwila przerwy na wodę
Na koniec jeszcze rozdanie dyplomów, moje to mi już się w domu na ścianie nie mieszczą, no i w drogę do domu. Jeszcze nie wiem, że to chyba moje ostatnie spotkanie z Januszem, ale o tym za chwilę..
Przybijamy miśki, odpalam w słuchawkach nieodzownego Yanosika i w drogę do domu. Biorę kierunek na Radom, potem przez Sochaczew już prosto na A2 i do domku.

Przypominam sobie tych naburmuszonych kolesi, którzy pomimo próśb Janusza, wariowali jak dzicy na swoich sprzętach, co chwilę robili willi albo stoppy, wyprzedzali na torze w niebezpiecznych miejscach, budząc strach u początkujących, bo może nie wspominałem wcześniej, ale to właśnie było szkolenie 1-go stopnia, dla tych co zaczynają przygodę z motocyklami.
Albo tych co poprzywozili swoje sprzęty na popołudniowe jazdy swobodne, buraki co po niektórzy tacy, że szkoda ich było zagadywać. Co drugie słowo to k...w i gadali tylko o tym, ile wódki kupić na wieczór itd. Jakoś to nie moje klimaty, no ale niestety i tacy ludzie jeżdżą na motocyklach. Oczywiście znaczące grono nas bajkerów jest ok, ale coraz więcej wydaje mi się jest pośród nas palantów, którzy grubością portfela, a nie miłością do motocykli, weszli w to środowisko.
Na A2 oczywiście mega wymysł GDDKA, czyli bramki. Trzeba się zatrzymać, ściągać rękawice, szukać portfela, potem znowu się ubierać, porażka.
Po chwili zjeżdżam na tankowanie, więc znowu się muszę rozbierać ze wszystkiego i mam dylemat, co potem na siebie ubrać, bo pogoda jakaś taka niewyraźna się robi?
Gdy wreszcie wracam na autostradę, myśli kłębią mi się w głowie jak oszalałe. Momentami żałuję, że nie jestem jak ten konik polny, którego jedynym zmartwieniem jest coś zjeść i wyruchać jakąś pasikonikową lady (-;
I znowu kolejne bramki na A2, więc ponownie ten sam schemat, rozbieranie się i za chwilę ubieranie, a mnie się już po prostu nie chce!
Tak, po 10 latach śmigania motocyklem po całej Europie, teraz mi się już nie chce. Podejmuję decyzję, że po powrocie do domu, kończę z tym hobby i wystawię Zygzaka na sprzedaż.
Późnym popołudniem jestem w domku (-:
Moje Kochanie nie wierzy w to, że podjąłem decyzję o sprzedaży motocykla.
Ale ja chcę teraz być jak ten zielony pasikonik..