środa, 23 grudnia 2015

Mery Krismas = czyli = Wesołych Świąt

Tak, tak, mamy grudzień. I choć za oknem wiosna, jest koniec roku na półkuli północnej, zatem formalnie zima. Ale od pewnego czasu pogoda przyzwyczaiła nas do ciepłych chwil pod koniec roku.

Pamiętam, że równo 2 lata temu, również w grudniu, jeszcze moim starym Banditem zupełnie przypadkiem podczas zimowej przejażdżki zrobiłem rekord prędkości i wtedy te 257 km/h wydawało mi się kosmiczną prędkością jak na motocykl. Wtedy też odżyła moja miłość do Bandita i choć miałem go już niby sprzedawać, pojeździłem nim jeszcze 1 pełny sezon.

Wczoraj też siedziałem w pracy i cierpiałem. Za oknem pełne słońce, temperatura w południe + 15.5 °C, a ja za biurkiem. A i tak nic nie mogłem robić, bo od poprzedniego dnia walczyłem z Outlookiem, który postanowił na koniec roku się totalnie zawiesić, więc tylko traciłem czas. Uwielbiam taki komunikat, szczególnie gdy przez godzinę Microsoft pisze, że coś będzie zrobione „za 15 sekund” ((-;



Zresztą teraz, choć jest Wigilia, też siedzę w firmie, ale zamiast pracować, dalej walczę z piep……. programem pocztowym Microsoftu, bo znowu wisi. Muszę się z tym uporać, bo jakby miał mieć taką „zawiązkę” czy może „zawiesinę” po Świętach, będzie krucho z robotą.

No i, wracając do wczorajszego dnia, wreszcie padło hasło, że Prezes puszcza wszystkich o 13:00 do domu! Hurra!!!!! Piszę więc czym prędzej do Ciżuka, że może jakaś moto kawka itp. ale ten ma dyżur w radiu do 17:00, dupa. Pędzę zatem do domu, ubieram się i biegiem do garażu, jestem tak podniecony, że aż mi się ręce trzęsą. Zrzucam z Zygzaka pokrowiec, odpinam wszystkie blokady, ściągam kufer i w drogę….. na stację oczywiście i do kompresora, bo bidula stał tak prawie 2 miesiące, więc trzeba sprawdzić ciśnienie.



No i znowu jest 2.6 atmosfery, a musi być 2.9. Dobijam zatem solidarnie tył i przód, w uszach ląduje muza + Yanosik i w drogę.



Mam jakieś 2 godziny, zanim zajdzie słońce, więc nie ma co lecieć do Chorwacji (-; Wybieram zatem na szybko Wiślankę. Rozgrzewam dobrze opony, rzucając Zygzakiem na prawo i lewo. Jakaś kobiałka w Punto za mną trąbi jak oszalała, no cóż, nic widać nie wie o motocyklach i zimnych oponach. Już mknę w kierunku Beskidów.

Nie była to jednak dobra decyzja, bo po pierwsze primo jest ogromny ruch i częściej hamuję, niż odkręcam manetkę. A po drugie primo, jadę wprost na zachodzące słońce, które bije tak mocno po oczach, że momentami nic nie widać i trzeba jechać na wyczucie.



Ale ja przynajmniej patrzę na znaki, za to babcia w Kia Sportage obok mnie ma to totalnie w dupie i przelatuje przez skrzyżowanie na pełnym czerwonym świetle. Dobrze, że kierowcy z naprzeciwka byli troszkę bardziej kumaci i się zatrzymali, bo inaczej byłoby wielkie boom ()-: Może będę stronniczy, ale uważam, że gdzieś tak po 60-tce, to kierowcy powinni obowiązkowo przechodzić - powiedzmy co 5 lat - badania u lekarza, bo czasami aż strach patrzeć na to co te moherowe berety wyprawiają za kierownicą! I to niezależnie od tego czy jadą 30-letnim Maluchem, czy wypasioną S-klasą prosto z salonu. Po prostu w pewnym wieku, zmysły już nie te i powinno się to obligatoryjnie kontrolować.

Dobra, dolatuję cały i zdrowy do Żor, mając nadzieję, że żaden fotoradar mnie nie złapał, bo coś dziwnie Yanosik milczał całą drogę i biorę kierunek na A2. Mijam kilku bajkerów. Zatrzymuję się na pierwszym parkingu, by zobaczyć co z tym Yanosikiem? Wszystko oka, całe szczęście, bo dopiero co właśnie dziś wysłałem przelewem 200 zł na konto Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego za moją czerwcową wpadkę i nie chciałbym dodawać kolejnych punktów do mojego 6-oczkowego osiągnięcia.



Szybka foto sesja ze słonkiem (-:



I już jestem na A2, trzy pasy prawie puste, no cóż, zwalniam mocowanie deflektora by go po drodze go nie połamać, ustawiam KTRC na najlżejszy 1-szy stopień i daję w palnik. O matko!!!

Odzwyczaiłem się już od tych 210 koni mechanicznych. Co to jest za moc! Ledwo jestem się w stanie utrzymać w siodle, no po prostu ogień, nawet nie wiem kiedy były trzy paki, coś pięknego. Inni użytkownicy drogi wydają się jakby stali w miejscu, kurcze to jest moc. Muszę uważać, bo idą święta i wielu Niedzielnych Kierowców jest na drogach, ale tak czy inaczej chyba z 3 razy udaje mi się złapać odpowiednio długi kawałek pustej autostrady by osiągnąć v-max Kawasaki (żeby nie mylić z Yamahą Vmax). Aż łapy mnie bolą, tak się kurczowo trzymam kierownicy.

Po chwili odbijam na A4 i do domu. Tutaj już dużo większy ruch, co drugie auto z Faterlandu, trzeba robić slalom gigant, by w miarę płynnie jechać. Jak taki Polski Niemiec jest w drodze od kilkunastu godzin, nie ma co liczyć na jego refleks i to, że zjedzie z lewego pasa, przynajmniej na środkowy. Zresztą generalnie to jest dziwne zjawisko. Gdy są w swojej nowej ojczyźnie, jeżdżą jak bozia nakazała, są uprzejmi, ustępują pierwszeństwa itd. Ale jak tylko taki „emigrant” przekroczy granicę w Zgorzelcu, od razu przestaje być Niemcem w Niemczech i staje się w ułamku sekundy Polakiem w Polsce, choć jego auto dalej ma te same numery rejestracyjne z Hamburga czy z wioski pod Frankfurtem, dziwne co? Nie wiem z czego to wynika? Może jest tak wk…….. na swoją byłą ojczyznę, że specjalnie zachowuje się jak tutejszy burak? A może wydaje mu się, że skoro jego BeeMWe ma żółtą naklejkę „BVB 09”, jest kimś lepszym, niż my tutaj, krajanie, lokalsi, jak zwał tak zwał? Nie wiem, w każdym bądź razie, tak jest i nikt nie umie wytłumaczyć tego fenomenu.

Przebijam się zatem przez ten slalom aut z różnymi nr rejestracyjnymi, choć tożsamymi kierownikami. Po chwili jestem już w garażu, ale nie stawiam Kawasaki pod ścianą, o nie. Auto stoi na dworze, a Zygzak zajmuje centralną pozycję na środku garażu!



Tak są święta, jest grudzień, ale mam nadzieję, że nie była to ostatnia przejażdżka a.d. 2015.



Wesołych Świąt!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz