No tak, raz wraca się z pola boju z tarczą, ale czasem na
tarczy niestety. I co tu zrobić w takiej chwili życia? No jak to
co? Wsiąść na motocykl i pojechać na weekend do Chorwacji, nic tak nie czyści umysłu jak 2
tys. km na motocyklu, piękne słońce, błękit Adriatyku i kilka Karlovaćek.
Zarezerwowałem więc nocleg w miejscowości Kukljica na wyspie Ugljan, tuż obok Zadaru.

No to pobudka punkt 6.oo rano i w drogę. Pogoda ma być cudna, więc pomimo negatywnych myśli krążących ciągle po głowie, tankuję Bandziora na A1 i biorę kierunek na południe Europy.

Jakoś tak ekspresem przejechałem Czechy, Słowację i Węgry. Stoję już pod moją ulubioną tablicą, od razu humor mam lepszy.

Droga przez Chorwację też mija bardzo przyjemnie, wchłaniam ten kraj całym ciałem, im bardziej na południe, tym milej się robi na duszy.

Za tunelem Sveti Rok robię sesję zdjęciową.

Dawno tutaj nie bylem, cieszę się więc jak dziecko.

A widoki, no cóż..

Albo też..

Gdy zbliżam się do Adriatyku, muszę się ponownie zatrzymać.

I te autostrady, jak stół, żadnych dziur, kolein itd.

Wieczorem wbijam na przystań w Zadarze. W kolejce widzę, że gdzieś tam z przodu stoją 2 Yamahy MT01 z Polski. Zagaduję kolegów już na promie, gdy sączą zimne browary. Okazuje się, że jeden jest z Katowic! Umawiamy się za jakieś 2 godziny w porcie na imprezkę na jachcie Artura.

Kukljica to taka średnia marina na wyspie Ugljan.

Okazuje się, że kwaterę mam tuż przy samym morzu, rewelacja. Spinam moto łańcuchem i przykrywam pokrowcem, co by go słoneczko za bardzo nie spaliło (-;

Biorę szybki prysznic i lecę na umówioną impresskę...

Tak, niewiele z tej imprezy pamiętam rano ()-: Sącząc więc na kaca Karlovaćko przed kwaterą, staram się sobie przypomnieć, co się wczoraj działo? No tak, jestem w Kukljicy, to pewne.

Wieczorem był piękny zachód słońca i szedłem do portu na piwo z kolegami. Ich Yamahy MT01 stały na głównym deptaku, tuż przy wejściu do portu, obwieszone kaskami i ciuchami.

Zjedliśmy rybkę i poszliśmy na jacht Artura.

Zrobił sobie inwestycję i wyleasingował jacht na 4 lata. Wstawił go do mariny i czarteruje firmie Bosfor z Poznania, która organizuje rejsy w Chorwacji. No i niby wszyscy są zadowolenia, zarabiają itd.

Takich jachtów jest w Chorwacji jak mrówków, ale turystów jeszcze więcej! No więc pamiętam, że w drodze na łódkę Artur zaległ na ławce w porcie z butelką Jack'a Daniels'a. My natomiast dotarliśmy już mocno wstawienie na ten jacht. Tam to już leciała wódeczka, whisky, no i świeże rybki oczywiście. Podobno były z nami jakieś gwiazdy oper mydlanych z TVN, ale ponieważ ja tv nie oglądam, to nie wiem z kim imprezowałem? Gdy na łódce zaczęło mi się już robić niedobrze od nadmiaru %, po prostu wstałem i poszedłem do domu spać.
Całe szczęście, że ranek przywitał mnie takim widokiem.

Spokój..

Cisza..

Woda..

Takie klimaty lubię.

Spędzam cały dzień na plaży, jakieś 100 metrów od apartamentu. Prażąc się na kolor buraczkowy, słyszę jak chłopaki odpalają na drugim końcu portu swoje MT01 i jadą na Dubrovnik. W planach mieli później Albanię, Ukrainę etc. Prawdziwi twardziele!
A ja wieczorkiem spaceruję sobie po porcie.

Akurat wpływa katamaran.

Ale oprócz pięknych nowych lodzi, trafiają się i takie eksponaty (-:

Nad miasteczkiem góruje wieża kościelna.

Morze jest cudowne.

Rybacy wracają z pracy do domu.

Mewy pilnują portu.

Jest cudnie, tym bardziej że odezwała się do mnie kolejna piękna kobieta i chce się w końcu ze mną spotkać. Tak, życie nie jest aż takie złe. Kocham Chorwację!

Z prawdziwym smutkiem rano pakuję Bandziora.

To jest naprawdę dobry sprzęt, może nie porywa designem i osiągami (max 257 km/h), ale jest totalnie bezawaryjny i świetnie się prowadzi.

Wyjeżdżam bladym świtem i ustawiam się w kolejce do promu.

Całe szczęście, że przyjechałem wcześniej, bo miejsc w kolejce szybko ubywa.

Jest prom.

Zaczynamy boarding.

Rejs do Zadaru trwa jakieś 40 minut.

Można podziwiać Ugljan z innej perspektywy.

Adriatyk o poranku jest taki spokojny.

Można się wyciszyć.

Nic tylko podziwiać piękny wschód słońca.

O, już widać Zadar.

Dopływamy.

Schodzę do ładowni i zaczynam się ubierać, będzie gorąco, na szczęście mam dużo ciuchów na przebranie.

Jest wcześnie, decyduję zatem nie wracać autostradą, tylko przejechać się wzdłuż wybrzeża Adriatyku drogą nr 8.

Przez kawałek muszę się jednak posiłkować autostradą.

By za chwilę podziwiać już takie widoki.

Droga jest cudowna, zakręty, morze, skały, coś przepięknego.

Na jednym z zakrętów przeginam z prędkością i wypadam na chwilę na przeciwległy pas, który na szczęście jest pusty (-; Ale na środku jest wielka ciemna plama, więc ktoś kiedyś nie miał tutaj takiego szczęścia jak ja. Trzeba uważać. Ale jak to zrobić, gdy dookoła takie widoki?

Zatrzymuję się co chwila.

W jednym miejscu stoi nawet znak czasowego zakazu ruchu dla motocykli, ponieważ wiatr od morza jest taki silny, iż może przewrócić sprzęt.

Jak tu nie kochać Chorwacji?

Droga jest piękna, ale jedzie się tak powoli 40 - 60 km/h, że zrobiło się południe. Wbijam zatem na szczyt góry i kieruję się do autostrady. Jeszcze tylko ostatni look na wyspę Pag, tak byliśmy tam z Ciżukami na wakacjach w 2010 (-:

Lecę w kierunku Zagrzebia.
Powiem szczerze, że po tych widokach, jakie zafundowała mi droga nr 8, resztę trasy do domu pominę milczeniem, bo już nic ciekawego się nie działo ()-:
Jedno jest pewne, muszę szybko wrócić do Chorwacji!
Zarezerwowałem więc nocleg w miejscowości Kukljica na wyspie Ugljan, tuż obok Zadaru.

No to pobudka punkt 6.oo rano i w drogę. Pogoda ma być cudna, więc pomimo negatywnych myśli krążących ciągle po głowie, tankuję Bandziora na A1 i biorę kierunek na południe Europy.

Jakoś tak ekspresem przejechałem Czechy, Słowację i Węgry. Stoję już pod moją ulubioną tablicą, od razu humor mam lepszy.

Droga przez Chorwację też mija bardzo przyjemnie, wchłaniam ten kraj całym ciałem, im bardziej na południe, tym milej się robi na duszy.

Za tunelem Sveti Rok robię sesję zdjęciową.

Dawno tutaj nie bylem, cieszę się więc jak dziecko.

A widoki, no cóż..

Albo też..

Gdy zbliżam się do Adriatyku, muszę się ponownie zatrzymać.

I te autostrady, jak stół, żadnych dziur, kolein itd.

Wieczorem wbijam na przystań w Zadarze. W kolejce widzę, że gdzieś tam z przodu stoją 2 Yamahy MT01 z Polski. Zagaduję kolegów już na promie, gdy sączą zimne browary. Okazuje się, że jeden jest z Katowic! Umawiamy się za jakieś 2 godziny w porcie na imprezkę na jachcie Artura.

Kukljica to taka średnia marina na wyspie Ugljan.

Okazuje się, że kwaterę mam tuż przy samym morzu, rewelacja. Spinam moto łańcuchem i przykrywam pokrowcem, co by go słoneczko za bardzo nie spaliło (-;

Biorę szybki prysznic i lecę na umówioną impresskę...

Tak, niewiele z tej imprezy pamiętam rano ()-: Sącząc więc na kaca Karlovaćko przed kwaterą, staram się sobie przypomnieć, co się wczoraj działo? No tak, jestem w Kukljicy, to pewne.

Wieczorem był piękny zachód słońca i szedłem do portu na piwo z kolegami. Ich Yamahy MT01 stały na głównym deptaku, tuż przy wejściu do portu, obwieszone kaskami i ciuchami.

Zjedliśmy rybkę i poszliśmy na jacht Artura.

Zrobił sobie inwestycję i wyleasingował jacht na 4 lata. Wstawił go do mariny i czarteruje firmie Bosfor z Poznania, która organizuje rejsy w Chorwacji. No i niby wszyscy są zadowolenia, zarabiają itd.

Takich jachtów jest w Chorwacji jak mrówków, ale turystów jeszcze więcej! No więc pamiętam, że w drodze na łódkę Artur zaległ na ławce w porcie z butelką Jack'a Daniels'a. My natomiast dotarliśmy już mocno wstawienie na ten jacht. Tam to już leciała wódeczka, whisky, no i świeże rybki oczywiście. Podobno były z nami jakieś gwiazdy oper mydlanych z TVN, ale ponieważ ja tv nie oglądam, to nie wiem z kim imprezowałem? Gdy na łódce zaczęło mi się już robić niedobrze od nadmiaru %, po prostu wstałem i poszedłem do domu spać.
Całe szczęście, że ranek przywitał mnie takim widokiem.

Spokój..

Cisza..

Woda..

Takie klimaty lubię.

Spędzam cały dzień na plaży, jakieś 100 metrów od apartamentu. Prażąc się na kolor buraczkowy, słyszę jak chłopaki odpalają na drugim końcu portu swoje MT01 i jadą na Dubrovnik. W planach mieli później Albanię, Ukrainę etc. Prawdziwi twardziele!
A ja wieczorkiem spaceruję sobie po porcie.

Akurat wpływa katamaran.

Ale oprócz pięknych nowych lodzi, trafiają się i takie eksponaty (-:

Nad miasteczkiem góruje wieża kościelna.

Morze jest cudowne.

Rybacy wracają z pracy do domu.

Mewy pilnują portu.

Jest cudnie, tym bardziej że odezwała się do mnie kolejna piękna kobieta i chce się w końcu ze mną spotkać. Tak, życie nie jest aż takie złe. Kocham Chorwację!

Z prawdziwym smutkiem rano pakuję Bandziora.

To jest naprawdę dobry sprzęt, może nie porywa designem i osiągami (max 257 km/h), ale jest totalnie bezawaryjny i świetnie się prowadzi.

Wyjeżdżam bladym świtem i ustawiam się w kolejce do promu.

Całe szczęście, że przyjechałem wcześniej, bo miejsc w kolejce szybko ubywa.

Jest prom.

Zaczynamy boarding.

Rejs do Zadaru trwa jakieś 40 minut.

Można podziwiać Ugljan z innej perspektywy.

Adriatyk o poranku jest taki spokojny.

Można się wyciszyć.

Nic tylko podziwiać piękny wschód słońca.

O, już widać Zadar.

Dopływamy.

Schodzę do ładowni i zaczynam się ubierać, będzie gorąco, na szczęście mam dużo ciuchów na przebranie.

Jest wcześnie, decyduję zatem nie wracać autostradą, tylko przejechać się wzdłuż wybrzeża Adriatyku drogą nr 8.

Przez kawałek muszę się jednak posiłkować autostradą.

By za chwilę podziwiać już takie widoki.

Droga jest cudowna, zakręty, morze, skały, coś przepięknego.

Na jednym z zakrętów przeginam z prędkością i wypadam na chwilę na przeciwległy pas, który na szczęście jest pusty (-; Ale na środku jest wielka ciemna plama, więc ktoś kiedyś nie miał tutaj takiego szczęścia jak ja. Trzeba uważać. Ale jak to zrobić, gdy dookoła takie widoki?

Zatrzymuję się co chwila.

W jednym miejscu stoi nawet znak czasowego zakazu ruchu dla motocykli, ponieważ wiatr od morza jest taki silny, iż może przewrócić sprzęt.

Jak tu nie kochać Chorwacji?

Droga jest piękna, ale jedzie się tak powoli 40 - 60 km/h, że zrobiło się południe. Wbijam zatem na szczyt góry i kieruję się do autostrady. Jeszcze tylko ostatni look na wyspę Pag, tak byliśmy tam z Ciżukami na wakacjach w 2010 (-:

Lecę w kierunku Zagrzebia.
Powiem szczerze, że po tych widokach, jakie zafundowała mi droga nr 8, resztę trasy do domu pominę milczeniem, bo już nic ciekawego się nie działo ()-:
Jedno jest pewne, muszę szybko wrócić do Chorwacji!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz