
Zrywam się z łóżka bladym świtem, bo kawał drogi przede mną. Ale już na pierwszym tankowaniu jeszcze w kraju muszę się ubrać, bo jednak po 7.oo jest jeszcze chłodno. W sobotę rano autostrada przez Czechy jest raczej pustawa. W mgnieniu oka jestem już na ostatnim Shellu przed granicą Słowacji. Pozuję do fotek kilku dzieciakom, tak spodobał im się mój motocykl. Trzeba przyznać, że bez centralnego kufra wygląda jak rasowy turystyk z wyższej półki.

Jak zwykle o tej godzince przez Słowację nie ma co się rozpisywać. No może taka mała nostalgia mnie ogarnia, że jadę przez Bratysławę n-ty raz, a nigdy jej nie zwiedzałem. Kiedyś trzeba tu przyjechać na 1 dzień i sprawdzić co stolica Słowacji ma do zaoferowania.
Szybko przelatuje też przez Węgry, pogoda piękna, drogi puste, jedzie się fantastycznie! Tankowanie w Vasvar przyspieszyła trochę pogoda. Zrobiło się już tak gorąco, że musiałem się porozbierać. Całe szczęście, że zdecydowałem się jednak jechać z bocznymi kuframi i zabrałem letnie buty. Powypinałem wszystko, co się dało z ubrań i od razu jedzie się przyjemniej! Chwila moment i jestem w moim ulubionym miejscu:

Taką jazdę to ja rozumiem. Ciepło, słońce, piękne widoki, na każdym postoju zielona herbata z Raucha. Po długim tunelu jak zawsze zatrzymuje się na sesję zdjęciową, bo nie da się przejechać obojętnie obok takich widoków:

To jest m.in. powód dla którego przyjeżdżam namiętnie do Chorwacji, cudne widoki..

Ostatnio wracałem drogą nr 8 wzdłużAdriatyku, teraz zatem również decyduje się zjechać z autostrady tuż za Zadarem i aż do Sibenika jechać na południe wzdłuż wybrzeża. Mijam znane kurorty jak Sukosan czy Pakostane, ale jestem raczej rozczarowany. Widoków brak, mijam tylko małe wioski, kempingi itp. Dopiero przed samym Sibenikiem widoki znowu warte są krótkiego postoju :

Most jest prześliczny

Bandzior jak zawsze dobrze prezentował się na parkingu :

Ostatnie tankowanie już w samym Sibeniku. Do Brodaricy wbijam już po ciemku. GPS na szczęście doprowadza mnie pod samą bramę kwatery. Mam nawet specjalny miejsce parkingowe pod krzaczkiem, jest cool.

Prysznic i obowiązkowa rybka na kolację. Po ciemku nic za bardzo nie było widać, domyśliłem się jednak że to jakaś malutka wioska. Spałem jak zabity, a rano faktycznie po wyjściu "na miasto" okazało się, że to mała miejscowość.

W porcie stoi zaledwie kilka łódek. Jest jeden sklep, restauracja i jeden pub. Najważniejsze, że jest słonko i piękna woda.

Standardowy zestaw plażowy :

No i obowiązkowe Karlovaćko, a ponieważ żar się leje z nieba to delikatnie radlerek:

Jest mega gorąco. Słońce pięknie świeci. Ile tak można leżeć plackiem? Godzinę? Dwie? Pięć? Ja wytrzymałem chyba z siedem, aż w końcu ssanie w żołądku wzięło górę. Z restauracji jest ładny widok na port :

Oczywiście leci kolejne Karlovaćko, tym razem jakieś nowe, limonkowe:

Rybka dość spora, ale smakowała trochę gorzej niż ta z kolacji

Po obiedzie powrót na plażę, nie ma co, po to tu przyjechałem aby leżeć i się smażyć..

Woda jest cudowna i przynajmniej na chwilę daje trochę ochłody:

No a jak się do tego doda kolejnego radlerka, jest mega przyjemnie (-:

Słoneczko powoli chyli się ku zachodowi

Jeszcze ostatnia fotka na pożegnanie z plażą

Tablica z portu

I ostatnie łajby

Wieczorkiem jeszcze tylko pożegnalne Karlovaćko w pubie. Lokalsi oglądają akurat mecz Hajduka Split z Dynamo Zagrzeb. Niestety dla atmosfery w knajpie, Hajduk przegrał. Idę spać. Jutro kawał drogi do domu.
Jest gdzieś koło 6.oo. Oj te chmury na porannym niebie raczej nie wróżą nic dobrego

Bandzior spakowany, można ruszać. Na razie optymistycznie jadę bez ortalionu

Niestety już kawałek za Zadarem zaczyna padać. Jeszcze nie wiem, że zdejmę ortalion dopiero w domu. Całą drogę leje, raz mocniej, raz słabiej, ale non stop. Do tego jest mega wiatr. Gdy wjeżdżam na Węgry wieje tak mocno, że muszę jechać trzymając moto cały czas pochylony w kierunku wiatru. Nie da się jechać inaczej.
Może właśnie przez pogodę mylę zjazd na autostradzie i ani się zorientowałem gdy dojechałem.. nad Balaton

Droga przez Węgry tym razem nie należy do przyjemnych. Wiatr jest ciągle mega mocny, a deszcz nie przestaje padać. Muszę zrobić przerwę na tankowanie i gorący obiad. Padło na stację OMV za Vasvar.

Chwilę się ogrzałem i dosiadam moto na dalszą drogę. Niestety nie przestaje padać. Powoli wszystko mi przemaka. Na tankowaniu w Czechach ubieram jeszcze pod kurtkę ortalion z biegania, bo już nic więcej nie mam.
Gdy wreszcie po kolejnych 2 godzinach walki z deszczem wbijam do garażu wszytko mam mokre. Jedynie majtki i plecy były suche, reszta totalnie przemoczona.
Ciuchy suszyły się kilka dni ..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz