No ten wyjazd to był planowany z takim wyprzedzeniem, że kilka razy było ryzyko, iż nie dojdzie w końcu do skutku. To brak kasy, to jakieś choroby, stresujące klimaty. Na szczęście koniec końców jedziemy!

Jak zwykle w czwartek wieczorem moto jest już spakowane, zatankowane i napompowane. W piątek urywam się wcześniej z pracy i po 15.00 jestem już na Orlenie w Niemodlinie. No i co? No i czekam na Ciżuków, jak zwykle. Mam tylko nadzieję , że nie pobiją dziś rekordu sprzed paru lat, gdy w drodze na World Superbike do Brna czekałem na nich kilka godzin.
Tym razem była jakaś godzinka, nie jest źle. Ruszamy w kierunku Kłodzka. Ciżuk prowadzi by nie było brzdękania na mój styl jazdy. Dwa razy udaje nam się cudem uniknąć suszarki. Niestety za kilka tygodni okaże się, że jednak jeden śmietnik mnie ustrzelił i do budżetu wyjazdu dojdzie extra 100 zł. Ale na razie nic o tym nie wiem, więc jest fajnie. Na tych winklach przed Kudową już sam Ciżuk zjeżdża mi z drogi, bo wiadomo że choć przez chwilę muszę się wyszaleć. Po chwili ostatnie tankowanie na granicy :

Mijamy granicę. Droga jest płynna, Czesi jak zwykle ustępują drogę gdy widzą motocykl. Szkoda, że u nas tak się nie jeździ. Do hotelu wbijamy na styk, tuż przed zamknięciem recepcji. Pierwszy Staropramen leci jeszcze na chodniku przed hotelem. Prysznic i dajemy na miasto. Kolejne piwko i kolejne i kolejne, ani się nie spostrzegamy a w Pradze już świta.

Do hotelu wracamy pierwszym porannym metrem. Raczej nie wstaniemy na śniadanie o 10.00. Raczej nie wstaniemy przed południem...
Gdy wreszcie ok 14.00 głód wygonił mnie z pokoju, okazało się że mamy fajny widok na panoramę Pragi z haląkoncertową O2 w tle.

Jestem tak głodny, że nie mam czasu szukać miejsca do jedzenia i wchodzę do pierwszej restauracji obok hotelu. Pytam czy dostanę jakieś knedliki, a koleś mówi że oni specjalizują się w hamburgerach! No tak, chciałem śniadanie a tu mi proponują burgera? Patrzę na zegarek, no fakt to już raczej pora na lunch. Biorę klasycznego burgera.

No tak, to była dobra decyzja. To jest najlepszy hamburger, jakiego jadłem od czasu tego w Nowym Jorku. Po prostu rewelacja! Jeśli lubicie burgery, koniecznie musicie odwiedzić tę knajpę:
Restauracja Konkurence na ul. Prosecka 93

Po jakimś czasie dołączają do mnie Ciżuki. Ruszamy na miasto. Praga to wg mnie najpiękniejsze miasto w Europie. Te widoki są niesamowite

Jednym z plusów luzackiej podstawy Czechów jest to jak pozwolili Niemcom zająć swój kraj w trakcie wojny. Oni nie walczyli jak my. Nikt im nie zrównał z ziemią stolicy. Dzięki temu dziś Pragę odwiedzają miliony turystów m.in. dla takich widoków :

Jesteśmy w Pradze kolejny już raz, ale po raz pierwszy wchodzimy na Hradćany od dołu bardziej północnymi schodami. Tutaj jeszcze nie byliśmy

Oglądamy również po raz pierwszy słynną Złotą Uliczkę i idziemy w kierunku zamku. Tu też jesteśmy pierwszy raz

Zamek na Hradćanach prezentuje się okazale w ostatnich promieniach słońca

Wejścia do rezydencji prezydenta pilnuje zaledwie 2 strażników. Można podejść gdzie się chce

Jest również na całym terenie Hradćan WiFi i można pobrać aplikację z przewodnikiem. Super sprawa

Idziemy dalej pod górę w kierunku obowiązkowego podczas każdej wizyty w Pradze ciemnego Velkopopovickego Koźla w gospodzie U Cierneho Vola na ul. Lorenanske Namesti 1. To lokal, który nie zmienia się od lat. Można tu spotkać turystów z całego Świata, którzy tylko dlatego tutaj przyjeżdżają, bo nie ważne czy byli tu poprzednio tydzień temu czy 30 lat wstecz, za każdym razem wszystko wygląda tak samo. Te samo najlepsze na Świecie piwo - Koźel - Ci sami kelnerzy - którzy zmieniają się chyba tylko po śmierci - ten sam syf obok kosza. Coś pięknego (-:

Po kilku jasnych i ciemnych, schodzimy z Hradćan w dół już sprawdzoną drogą. Mijamy uliczkę gdzie kręcili Bad Company, parę dobrze już nam znanych knajp, place pełne turystów. Most Karola nocą prezentuje się okazale :

Podobnie jak panorama nad Wełtawą.

Nie wiem czy wiecie, ale piwo Staropramen jest robione z wody pobieranej prosto z Wełtawy właśnie. I jest to jeden z lepszych czeskich pilsnerów. Ale dziś już nie szalejemy jak wczoraj. Jeszcze dwa piwka i ostatnim metrem wracamy do hotelu. W końcu jutro w drogę do domu

Tym razem wstajemy na śniadanie. Powoli się pakujemy i dosiadamy naszych dzikich bestii. Anka źle się czuje, więc robimy częste postoje. Mamy czas, jest piękna pogoda i cała niedziela na przejechanie 400 km. Zatem jedziemy na totalnym luziku..

Żegnam się z Ciżukami jak zwykle za Niemodlinem i wbijam na A4. Droga jest pusta, jedzie się przyjemnie. Na Górze Św. Anny robię ostatnie tankowanie.

W domku jestem wcześnie, zatem idę jeszcze pobiegać po Parku Śląskim
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz