Test Kawasaki ZZR 1400 Performance Sport '15
Od dłuższego czasu moja dziewczyna namawia mnie bym na listę
następców Bandita wreszcie dodał ten flagowy model Kawasaki:

Nigdy nie brałem pod uwagę takiego potwora, no bo skoro
100-konny Bandit potrafił mnie czasem wystraszyć swoimi
osiągami, to co będzie gdy będę miał między nogami 200 koni
mechanicznych!?
ZZR'a pamiętam bardzo dobrze. Kiedyś gdy tylko wszedł do
sprzedaży, wracałem autem z Sandomierza nocą i gdy już
dojeżdżałem krętą drogą do Krakowa, nagle we wstecznym lusterku
pojawiły się takie 4 lampy, skupione blisko siebie:

Wyglądało to niesamowicie, jakby duch w ciemnościach, bo
moto miało czarny lakier. ZZR zbliżył się do mnie w takim tempie,
jakbym jechał Maluchem, a nie 110-konną Toyotą. Sekunda i już
mnie wyprzedzał, pamiętam że byłem pod wrażeniem jaki jest długi
i wielki. Chwilę trzymałem się za nim, bo był spory ruch, ale
gdy tylko ghost rider odkręcił manetkę, tyle go widziałem.
Nawet
później przeszedłem się do salonu Kawasaki by pooglądać
go z bliska. Potwór, pomyślałem. To było jakieś 7-8 lat
temu, wiedziałem wtedy że nie mam jeszcze odpowiednich
umiejętności aby go powozić i szybko skończyłbym na Powązkach.
Dziś mam 42 lata, 100 tys. km nakręcone po drogach całej Europy
i 6 edycji Szkoły Jazdy Suzuki. Chyba
jestem gotowy?
Prosiłem tego samego dealera Kawasaki, u którego
miałem jazdę Versysem, aby załatwił mi ZZR'a.
Pewnie się domyślacie, że był kolejny fuck up! Zażądali za jazdę
1500 zł. Bez komentarza..
Szybki telefon do dealera w Warszawie. Okazuje się że w
Polsce jest jeden testowy ZZR i dealerzy płacą za jego
sprowadzenie. Skontaktowałem się z importerem - firmą PROBIKE - by mi podali gdzie sprzęt będzie w
najbliższym czasie. Bardzo miła Pani Marta podała namiar na
firmę MOTOMANIAK z Jabłonki k.
Nowego Targu. To co prawda tylko 130 km od Katowic, ale zwykłymi
drogami przez góry trzeba liczyć 2.5 godziny. Trudno,
biorę urlop na piątek i jadę.
Po drodze odwiedzam jeszcze salon Ducati w Krakowie, bo mają tam piękną
Aprilię Caponord 1200 z 2014 roku w wersji Travel Pack i skłonni
są do negocjacji.

Moto jest śliczne, dokładnie taki sam jak testowałem 2 miesiące temu w Warszawie.
Rezerwuję go zatem wstępnie, trzeba mieć Plan B ☺

Dobra lecę dalej, po godzinie jazdy wyjątkowo pustą
Zakopianką jestem w Jabłonce. Na GPS'ie nie mam tej ulicy, więc
pytam na CB jak tam trafić? "Za remizą straży trzecia droga
w lewo i do końca" słyszę. Jadę.. Asfalt mi się kończy..
Gdzie ja jestem? Wreszcie widzę strzałkę z logo Kawasaki. Jestem
na dobrym kursie!
Z daleka widać wielki, dopiero co wybudowany salon dla
crossów i quadów głównie. Ponoć
wkrótce będzie obok obwodnica i wtedy salon będzie jak
znalazł przy samej drodze. Pomysł dobry!
Z daleka już widzę 2
zielone bestie. Niby większość klientów szykuje się na
jazdy ZX-10R, ale ja jestem prawdziwym facetem, zatem przebieram
się szybko i dosiadam bestii..

Moto pięknie mruczy z 2 tłumików Akrapovic'a. Kolor
czarno - zielony też jest bomba. No i te lampy, odlot!

Dobra dosiadam bestii. Pozycja lekko bardziej pochylona niż
na Bandicie, no i niestety szyba nie ma deflektora. Myślę sobie,
zrobię kilka km i ręce będą mnie pewnie bolały jak na Hayabusie.
W drogę zatem, jestem jednak sceptyczny..
Kontrola trakcji na max
nastaw, to samo poziom mocy, kilka razy jadąc wolno sprawdzam
hamulce. Wszystko jest git, można dać na trasę. Na początek
delikatnie, rzucając moto na obie strony by dobrze rozgrzać całe
opony. Emeryci w swoich ekologicznych sedanach trąbią na mnie co
chwila, bo się boją że w nich wjadę. Dobra, opony ciepłe,
uwalniamy te 200 kucyków..
Powiem krótko, po 5 minutach odebrało mi mowę!
Odejście jest tak kolosalne, że siła nieważkości chce mi urwać
głowę. Do tej maszyny trzeba ćwiczyć mięśnie karku, coś jak
robią kierowcy Formuły 1. Dziś, 4 dni później, ciągle
czuję jeszcze ten kark. Biegi wchodzą elegancko, twardo, nie to co
w Versysie. To dobrze, bo bałem się ze każde Kawasaki będzie
miało taką miękką skrzynię. Moto jest mega elastyczne, pewnie
jak to było w Bandicie, na 6-ce będzie można dojechać spod domu
aż do Chorwacji. Super!
ZZR prowadzi się jak po sznurku, żadnych zaskoczeń,
zarówno w trakcie mega odkręcania manetki, jak i przy
ostrym hamowaniu. Raz po raz włącza się ABS. Kontrola trakcji
ani razu nie zaatakowała, choć dawałem ostro po garach. Droga
jest sucha, słońce świeci, jakieś + 9 stopni, dobra przyczepność.
Chwila moment i mknę 260 km/h po krętych górskich
drogach. Szybciej się nie da, za mało prostych jest.
Właśnie, zakręty to też żywioł ZZR'a. Moto pomimo swoich 268
kg jest pięknie wyważone, bez problemu przerzuca się go z lewego
winkla w prawy, prawdziwa przyjemność. To samo podczas kręcenia
8-ek na parkingu, zero problemów. W szybkim zakręcie
zejście na kolano to jak wypicie małego piwa.... "zaufaj
oponom"....... jak to mówi Janusz ze Szkoły Jazdy
Suzuki! Prowadzenie ZZR'a to czysta przyjemność.

Trzeba tu też wspomnieć o tym jak ludzie na ulicy reagują na
tego potwora. Nie ma osoby, która by się za mną nie
obejrzała. Każdy zwraca uwagę, dzieciaki pokazują by zrobić
przegazówkę. No nie jest to moto dla kogoś kto chce zostać
niezauważony, nie da się. I te światła z przodu, coś pięknego,
wszyscy kierowcy Ciebie zauważą.
Aby nie było tak pięknie, trzeba obiektywnie podać, iż
oprócz ceny, ZZR ma jedną wadę. Ta wersja Performance
Sport już była wyposażona w szybę turystyczną, czyli lekko
zagiętą do góry na końcu. Niestety przy moich 187 cm
wzrostu to nic nie daje, cały strumień powietrza leci wprost na
kask. Pewnie jeszcze dużo gorzej jest z szybą seryjną,
która jest prosta. Jedynym rozwiązaniem zatem wydaje się
szyba z deflektorem, co pewnie trochę zakłóci sportowy
wygląd Kawasaki, ale nie wyobrażam sobie zrobić 1000 km z
powietrzem bijącym prosto w facjatę.

Podsumowując ZZR to arcydzieło technologii. Jednocześnie
jest moc, której pozazdrościłby nie jeden właściciel 4
kółek, z drugiej moto prowadzi się lekko i płynnie.
Idealna kombinacja. Ląduje na samym szczycie mojej listy
następców Bandita!
Na koniec podziękowania, zarówno dla importera, jak i dla firmy MOTOMANIAK z Jabłonki. Pełny profesjonalizm!
Za jazdę zapłaciłem co prawda 100 zł, ale nie musiałem tankować.
To spora różnica vs. 1.500 zł, prawda?
Jak się chce to
można...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz