No cóż, co by to był za rok bez wizyty w Chorwacji? Ba, cóż to by był za
miesiąc bez Karlovaćko? Chcąc nie chcąc, przyszedł długi
weekend i nie było nawet chwili namysłu, co z tym czasem zrobić.
Wiadomo……lecimy na Chorwację ((-:
Szybkie telefony do 2 znajomków, nie będę wymieniał z imienia by nie było obciachu, standardowo obydwaj na „nie”. Jeden bez kasy, drugi chory. Trudno, jedziemy samemu, jak zwykle ()-:

To będzie pierwsza długa trasa Zygzaka, trzeba więc go dobrze przygotować. Ciśnienie sprawdzone, łańcuch nasmarowany… tak tylko kufrów niestety jeszcze brak. Trudno, na razie po USA w kasie pustki, zatem nie ma budżetu na inwestycję w zestaw podróżny, pojadę zatem z tankbagiem i plecakiem – ale w sensie nie z dupcią jakąś, tylko z torbą na plecach (-;

Najważniejsze, że jest deflektor i będzie można normalnie jechać, bez sztucznego pochylania się, by unikać pędu powietrza.

To w drogę! Za cel tym razem obrałem miasto Krk na wyspie Krk, dokładnie 940 km w jedną stronę

Wstałem sobie bladym świtem ok. 7:30, by po porannej toalecie punkt 9:05 wsadzić dupsko na Zygzaka. Standardowo tankuję na A1 jeszcze w kraju i płacę kartą kredytową, aby z mojego "ukochanego" mBanku mieć darmowe ubezpieczenie podróżne.
W mgnieniu oka jestem już w Czechach. Między Ołomuńcem a Brnem jest kilka remontów, ale motocyklem się to sprawnie przejeżdża. Co chwila łapię coraz to szybszego zająca, ale i tak jest dość powoli, więcej jak 150 km/h żaden nie gonił. I dzięki chyba temu czeka mnie pierwsza duża niespodzianka. Jadę.. jadę.. Ołomuniec.. Brno.. jadę i jadę.. a tutaj Zygzak nie woła nic a nic o tankowanie.. a to dziwne. Bandita musiałem zawsze tankować gdzieś między Brnem a granicą Słowacji. A Zygzakiem mijam granicę Słowacji a ten dalej nic, ryzykuję zatem i próbuję dojechać do Bratysławy. I co?

No i dojechałem, co prawda już na oparach, bo do baku weszło ponad 20 litrów, ale dojechałem. Kurcze 200 KM a ten pali mniej niż 100-konny Bandit, super!
Standardowa kanapka, i dużo, dużo napojów – jest mega gorąco, w cieniu ponad 30 °C – zdechnąć można. Rozbieram się ze wszystkiego co się da, niestety z racji na brak kufrów nie dałem już rady spakować letnich butów, więc będę się musiał pomęczyć w wysokich, trudno. Słowacja minęła w mgnieniu oka, Węgry podobnie, cały czas niemiłosiernie grzeje słońce, jest pięknie. Oczywiście dzięki zasięgowi Kawasaki, nie muszę tankować i już jestem w mojej ukochanej Chorwacji.

Dopiero przed Zagrzebiem zatrzymuję się na postój.

Ten kawałek autostrady jest jak zawsze pusty, mało kto jeździ z Budapesztu do Zagrzebia, dziwne. Rozwalam się zatem wygodnie na motocyklu i jadę sobie spokojnie.
Znalazłem fajną pozycję na tym moto, kładę się na tankbaga, nogi opieram piszczelami na podnóżkach pasażera i tak sobie lecę jak kiedyś Małysz w powietrzu (-:

Dopiero gdzieś w górach za Zagrzebiem dogania mnie czarne A8 na warszawskich blachach. No, to zacznie się sportowa jazda, przełączam mapę silnika na „full” i dajemy czadu. Na początku facet myślał, że mnie zgubi ale tak ok. 280 km/h to już sobie odpuścił i pogodził się z faktem, że jego wypasione Audi nie ma szans z Kawasaki. Na prostej dawał radę, ale gdy w górach zaczęły się mocne zakręty, to zwolnił, a ja jeszcze odkręciłem i tyle go widziałem, została gdzieś w tyle. Po jakiejś pół godzinie zwolniłem i poczekałem, aż mnie dojdzie. Był szacun, żadnego chamstwa, może on tylko miał auto na takich blachach a był z jakiegoś normalnego miasta? Tak oto dojechałem do celu.

Ludzie często dziwią się że mi się tak chce jechać cały dzień do tej Chorwacji? Ale gdy wyjeżdża się z ostatniego tunelu przed Zadarem albo wjeżdża na Krk, to nie trzeba słów by opisać piękno tego kraju.

W Europie Chorwacja nie ma wg mnie dla siebie konkurencji, jedynie USA z tego co widziałem, przebija Chorwację. Ale to moja subiektywna opinia.
W każdym bądź razie jestem na Krk’u (wyspie) i w Krk’u (mieście), musiałem też pokonać Krćki Most. Teraz czas zatem na rybkę

I Karlovaćko!!!

Wieczorem port to piękne miejsce

Byłem taki zmęczony, że 4 Karlovaćka starczyły abym nie za bardzo pamiętał jak trafiłem z powrotem na kwaterę (-;

Za to widok, który powitał mnie rano, pozwolił mi w ekspresowym tempie pozbyć się kaca

A do tego zimny radlerek smakował bossssko..

Adriatyk tylko tutaj ma taki piękny lazur. Nie wiem dlaczego, ale od strony Włoch jest inaczej.

Byłem już rok temu na tej wyspie, ale po drugiej stronie. W miasteczku Krk jestem po raz pierwszy i robi na mnie duże wrażenie.

Centrum jest pełne wąskich uliczek i klimatycznych knajpek

Port jest średniej wielkości

Oczywiście na promenadzie zapłacimy z wszystko jak za zboże, ale taki los głównej atrakcji miasteczka

Ale starczy wejść w boczne uliczki i prawie w każdej bramie, wnęce, można znaleźć miły lokal z dobrym i niedrogim jedzeniem

Gdzie można trafić na fajną toaletę (-;

Zjeść pyszną rybkę

A po dobrej rybce wiadomo, najlepsze na świecie Chorwackie lody

Tylko na jednej plaży było więcej ludzi

Poza tym czuć że jeszcze nie ma sezonu

Tak, tak, dzień w takich klimatach mija szybko..

Czas iść spać bez piwka, bo skoro świt w drogę do domu ruszać trzeba. Ustawiam budzik na 7:15..
Droga znowu upływa w miłej atmosferze, jest ciepło, choć w górach już nie gorąco, Zygzak mknie spokojnie po równych, Chorwackich autostradach. Bez tankowania zajeżdżam znowu aż pod granicę Węgierską. Mógłbym nawet jechać jeszcze dalej, ale po pierwsze muszę się pozbyć reszty Kun, a po drugie od tej stacji INA w Trgovinie do kolejnej przed Balatonem jest ponad 100 km, a nie chcę co chwila zerkać na wskaźnik zasięgu.

Robi się znowu mega gorąco, asfalt aż topi się pod kołami. Przez Węgry znowu przejeżdżam sprawnie, wracam przez Vasvar, choć i tutaj są roboty drogowe i 2 razy stoję na światłach. Nie ma siły, dopóki nie zrobią tej 2-pasmówki z Szombathely aż do Csornej czy nawet do samej autostrady M1, trzeba liczyć się z korkami i robotami drogowymi. Jeżdżę tędy regularnie już jakieś 2-3 lata i widać, że praca trwa, ale idzie to Węgrom mega powoli, coś jak u nas (-;
Nareszcie dobijam do autostrady i zatrzymuję się na ostatnim MOL’u też głównie po to by pozbyć się z portfela zeszłorocznych Forintów i zjeść w Marche ciepły posiłek.

Jak zwykle tłumy na tej stacji i obsługa mega powolna, ale za to wybór jedzenia jest spory.

Decyduję się na gulasz

A Zygzaka pilnuje zielona krowa

Przez Słowację przejeżdżam tak szybko, że nawet nic nie zapamiętałem.
Za to, gdy tylko wjechałem do Czech i termometr pokazał + 35 °C, mózg zaczął się gotować pod kaskiem. No żeby u Pepików było jeszcze cieplej niż nad Adriatykiem? Musiałem schłodzić się Kofolą

Za Brnem przykleiłem się do białego Maserati Quattroporte i tak sobie lecieliśmy 200 – 220 przez cały knedlikoland, aż musiałem zatankować jeszcze za Korony, bo mi nagle brakło paliwa

Równiutko 10 godzin od wyjazdu z Krk’u wjeżdżam do garażu. Dupsko trochę boli, ale gdy patrzę na średnie spalanie z całej trasy, uśmiech sam pojawia się na twarzy (-:

6,3 litra to bardzo dobry wynik dla 200-konnego silnika 1441 cm3, szczególnie biorąc pod uwagę, że leciałem często 200, a nawet i 280 km/h (((-;
Gdy zszedłem z motocykla i spojrzałem na pyszczek Zygzaka, padłem ze śmiechu.. Biedne te wszystkie robaczki…

Czym prędzej zabieram Zygzaczka na myjnię i doprowadzam go do lśnienia (-:

Kocham Chorwację (nie tylko)… mam nadzieję, że wkrótce tam wrócę..
Szybkie telefony do 2 znajomków, nie będę wymieniał z imienia by nie było obciachu, standardowo obydwaj na „nie”. Jeden bez kasy, drugi chory. Trudno, jedziemy samemu, jak zwykle ()-:

To będzie pierwsza długa trasa Zygzaka, trzeba więc go dobrze przygotować. Ciśnienie sprawdzone, łańcuch nasmarowany… tak tylko kufrów niestety jeszcze brak. Trudno, na razie po USA w kasie pustki, zatem nie ma budżetu na inwestycję w zestaw podróżny, pojadę zatem z tankbagiem i plecakiem – ale w sensie nie z dupcią jakąś, tylko z torbą na plecach (-;

Najważniejsze, że jest deflektor i będzie można normalnie jechać, bez sztucznego pochylania się, by unikać pędu powietrza.

To w drogę! Za cel tym razem obrałem miasto Krk na wyspie Krk, dokładnie 940 km w jedną stronę

Wstałem sobie bladym świtem ok. 7:30, by po porannej toalecie punkt 9:05 wsadzić dupsko na Zygzaka. Standardowo tankuję na A1 jeszcze w kraju i płacę kartą kredytową, aby z mojego "ukochanego" mBanku mieć darmowe ubezpieczenie podróżne.
W mgnieniu oka jestem już w Czechach. Między Ołomuńcem a Brnem jest kilka remontów, ale motocyklem się to sprawnie przejeżdża. Co chwila łapię coraz to szybszego zająca, ale i tak jest dość powoli, więcej jak 150 km/h żaden nie gonił. I dzięki chyba temu czeka mnie pierwsza duża niespodzianka. Jadę.. jadę.. Ołomuniec.. Brno.. jadę i jadę.. a tutaj Zygzak nie woła nic a nic o tankowanie.. a to dziwne. Bandita musiałem zawsze tankować gdzieś między Brnem a granicą Słowacji. A Zygzakiem mijam granicę Słowacji a ten dalej nic, ryzykuję zatem i próbuję dojechać do Bratysławy. I co?

No i dojechałem, co prawda już na oparach, bo do baku weszło ponad 20 litrów, ale dojechałem. Kurcze 200 KM a ten pali mniej niż 100-konny Bandit, super!
Standardowa kanapka, i dużo, dużo napojów – jest mega gorąco, w cieniu ponad 30 °C – zdechnąć można. Rozbieram się ze wszystkiego co się da, niestety z racji na brak kufrów nie dałem już rady spakować letnich butów, więc będę się musiał pomęczyć w wysokich, trudno. Słowacja minęła w mgnieniu oka, Węgry podobnie, cały czas niemiłosiernie grzeje słońce, jest pięknie. Oczywiście dzięki zasięgowi Kawasaki, nie muszę tankować i już jestem w mojej ukochanej Chorwacji.

Dopiero przed Zagrzebiem zatrzymuję się na postój.

Ten kawałek autostrady jest jak zawsze pusty, mało kto jeździ z Budapesztu do Zagrzebia, dziwne. Rozwalam się zatem wygodnie na motocyklu i jadę sobie spokojnie.
Znalazłem fajną pozycję na tym moto, kładę się na tankbaga, nogi opieram piszczelami na podnóżkach pasażera i tak sobie lecę jak kiedyś Małysz w powietrzu (-:

Dopiero gdzieś w górach za Zagrzebiem dogania mnie czarne A8 na warszawskich blachach. No, to zacznie się sportowa jazda, przełączam mapę silnika na „full” i dajemy czadu. Na początku facet myślał, że mnie zgubi ale tak ok. 280 km/h to już sobie odpuścił i pogodził się z faktem, że jego wypasione Audi nie ma szans z Kawasaki. Na prostej dawał radę, ale gdy w górach zaczęły się mocne zakręty, to zwolnił, a ja jeszcze odkręciłem i tyle go widziałem, została gdzieś w tyle. Po jakiejś pół godzinie zwolniłem i poczekałem, aż mnie dojdzie. Był szacun, żadnego chamstwa, może on tylko miał auto na takich blachach a był z jakiegoś normalnego miasta? Tak oto dojechałem do celu.

Ludzie często dziwią się że mi się tak chce jechać cały dzień do tej Chorwacji? Ale gdy wyjeżdża się z ostatniego tunelu przed Zadarem albo wjeżdża na Krk, to nie trzeba słów by opisać piękno tego kraju.

W Europie Chorwacja nie ma wg mnie dla siebie konkurencji, jedynie USA z tego co widziałem, przebija Chorwację. Ale to moja subiektywna opinia.
W każdym bądź razie jestem na Krk’u (wyspie) i w Krk’u (mieście), musiałem też pokonać Krćki Most. Teraz czas zatem na rybkę

I Karlovaćko!!!

Wieczorem port to piękne miejsce

Byłem taki zmęczony, że 4 Karlovaćka starczyły abym nie za bardzo pamiętał jak trafiłem z powrotem na kwaterę (-;

Za to widok, który powitał mnie rano, pozwolił mi w ekspresowym tempie pozbyć się kaca

A do tego zimny radlerek smakował bossssko..

Adriatyk tylko tutaj ma taki piękny lazur. Nie wiem dlaczego, ale od strony Włoch jest inaczej.

Byłem już rok temu na tej wyspie, ale po drugiej stronie. W miasteczku Krk jestem po raz pierwszy i robi na mnie duże wrażenie.

Centrum jest pełne wąskich uliczek i klimatycznych knajpek

Port jest średniej wielkości

Oczywiście na promenadzie zapłacimy z wszystko jak za zboże, ale taki los głównej atrakcji miasteczka

Ale starczy wejść w boczne uliczki i prawie w każdej bramie, wnęce, można znaleźć miły lokal z dobrym i niedrogim jedzeniem

Gdzie można trafić na fajną toaletę (-;

Zjeść pyszną rybkę

A po dobrej rybce wiadomo, najlepsze na świecie Chorwackie lody

Tylko na jednej plaży było więcej ludzi

Poza tym czuć że jeszcze nie ma sezonu

Tak, tak, dzień w takich klimatach mija szybko..

Czas iść spać bez piwka, bo skoro świt w drogę do domu ruszać trzeba. Ustawiam budzik na 7:15..
Droga znowu upływa w miłej atmosferze, jest ciepło, choć w górach już nie gorąco, Zygzak mknie spokojnie po równych, Chorwackich autostradach. Bez tankowania zajeżdżam znowu aż pod granicę Węgierską. Mógłbym nawet jechać jeszcze dalej, ale po pierwsze muszę się pozbyć reszty Kun, a po drugie od tej stacji INA w Trgovinie do kolejnej przed Balatonem jest ponad 100 km, a nie chcę co chwila zerkać na wskaźnik zasięgu.

Robi się znowu mega gorąco, asfalt aż topi się pod kołami. Przez Węgry znowu przejeżdżam sprawnie, wracam przez Vasvar, choć i tutaj są roboty drogowe i 2 razy stoję na światłach. Nie ma siły, dopóki nie zrobią tej 2-pasmówki z Szombathely aż do Csornej czy nawet do samej autostrady M1, trzeba liczyć się z korkami i robotami drogowymi. Jeżdżę tędy regularnie już jakieś 2-3 lata i widać, że praca trwa, ale idzie to Węgrom mega powoli, coś jak u nas (-;
Nareszcie dobijam do autostrady i zatrzymuję się na ostatnim MOL’u też głównie po to by pozbyć się z portfela zeszłorocznych Forintów i zjeść w Marche ciepły posiłek.

Jak zwykle tłumy na tej stacji i obsługa mega powolna, ale za to wybór jedzenia jest spory.

Decyduję się na gulasz

A Zygzaka pilnuje zielona krowa

Przez Słowację przejeżdżam tak szybko, że nawet nic nie zapamiętałem.
Za to, gdy tylko wjechałem do Czech i termometr pokazał + 35 °C, mózg zaczął się gotować pod kaskiem. No żeby u Pepików było jeszcze cieplej niż nad Adriatykiem? Musiałem schłodzić się Kofolą

Za Brnem przykleiłem się do białego Maserati Quattroporte i tak sobie lecieliśmy 200 – 220 przez cały knedlikoland, aż musiałem zatankować jeszcze za Korony, bo mi nagle brakło paliwa

Równiutko 10 godzin od wyjazdu z Krk’u wjeżdżam do garażu. Dupsko trochę boli, ale gdy patrzę na średnie spalanie z całej trasy, uśmiech sam pojawia się na twarzy (-:

6,3 litra to bardzo dobry wynik dla 200-konnego silnika 1441 cm3, szczególnie biorąc pod uwagę, że leciałem często 200, a nawet i 280 km/h (((-;
Gdy zszedłem z motocykla i spojrzałem na pyszczek Zygzaka, padłem ze śmiechu.. Biedne te wszystkie robaczki…

Czym prędzej zabieram Zygzaczka na myjnię i doprowadzam go do lśnienia (-:

Kocham Chorwację (nie tylko)… mam nadzieję, że wkrótce tam wrócę..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz