Już w piątek po pracy czułem, że coś tutaj jest nie tak.
Pojechałem do roboty autem, no bo niby miało lać?! Szkoda tylko,
że jakoś ani kropla nie spadła, więc znowu siadłem do prognozy i
zarówno Meteovista jak i Google,
upierali się że w sobotę i poniedziałek to już na 75% będzie
lało. No tak, nie bierzemy zatem urlopu i jedziemy grzecznie po
pracy do domu. Ale wracając autem trzeba odpalać klimatyzację, bo
jest przyjemnie cieplutko, no cóż nie ma siły, szybko
wbijam na chatę, przebieram się. Jeszcze tylko zaczepka do Pana
C. czy nie raczy ze mną wybrać się na moto kawkę? Nic, zero
odpowiedzi, totalna olewka, trudno walę samemu.
Jest już przed 18.oo, pytanie zatem gdzie by tutaj skoczyć, bo to musi być w miarę niedaleko? Jestem głodny, więc wybór pada na Trattoria Da Tadeusz w Bielsku. Byłem tam ostatnio zimą i kaczka w słodkim sosie rzuciła mnie na kolana.
Jadę zatem..

Wpis miał być co prawda o jedzeniu, ale..
No właśni, ale jest piątek wieczór pierwszego weekendu wakacji, zatem na drogach ogromny tłok. Internetowa mapa pokazuje praktycznie wszędzie korki, wybieram więc najkrótszą trasę przez 3 Górki i od razu utykam w mega korasie. Na szczęście jadę moto, więc wbijam na środek między 2 pasy stojących aut i powoli na jedynce, no max dwójce, mijam mozolnie auta z palcami na dźwigni hamulca, gotowymi do interwencji w razie spotkania jakiegoś kretyna.
I tu spotyka mnie mega rozczarowanie, bo tym kretynem okazuje się inny motocyklista! Wpierw stoi w korku jakby jechał autem, ale gdy go mijam, nabiera odwagi i również rusza. Ale o zgrozo, co ten koleś na chopperku robi? Ja jadę środkiem na 2-pasmowej jezdni, wymuszając poniekąd groźną facjatą 4 reflektorów Zygzaka aby kierowcy aut grzecznie odsuwali się na boki.

A co robi tamten? Zamiast jechać za mną, to Pan X – czytaj drugi motocyklista – daje na pas pobocza i pcha się skrajem drogi. No nie kumam tego. Co mają zrobić biedni kierowcy z prawego pasa, skoro ja ich zmuszam poniekąd do odbijania w prawo, a tam czeka na nich Pan X na chopperze? I żeby nie było, nie mam nic do chopperów, sam pewnie za jakieś 20 lat przesiądę się na jakiegoś Intrudera lub Irona, ohhh oba są na "I" (-; Pytam tylko, czy ten Szanowny Kolega ma wszystkie szare komórki w normie czy nie? I jak tu potem nie dziwić się kierowcom samochodów, że się na nas czasem denerwują? No trudno, widać i tacy kolesie jeżdżą motocyklami. Nie mam wyboru i też przebijam się na pas pobocza, podążając za Panem X. Na szczęście korek miał tylko kilka kilometrów, więc ta sytuacja nie trwała zbyt długo.
Tuż za Katowicami odkręcam manetkę i pędzę sobie na południe. Niestety po drodze jeszcze z 3 razy jest korek, więc dopiero grubo po 19.o wbijam do Trattorii.

Parkuję Kawę na widoku i od razu zaczepiam kelnerkę. „Karty Pan nie potrzebuje?” pyta. „Nie trzeba! Ja chcę kaczkę w tym pysznym słodkim sosie. I zimną Colę do tego poproszę”.
I już siedzę, czekam sobie spokojnie w ogródku na wymarzoną kaczuszkę. Czas płynie jednak bardzo powoli, tak jak Rudy 102 toczący się powoli po ekranie telewizora. I wreszcie jest..

No cóż to jest za uczta dla podniebienia! Kaczka to danie dość rzadko spotykane w menu restauracji w naszym kraju, ale jadłem ją już parę razy. Ale ta kaczka tutaj, to jest poezja! Miękka, soczysta, oblana pysznym słodkim sosem z owocami leśnymi, chyba też ze śliwką. No odlot! Porcja jest tak mega, że niestety nie dam dziś rady lodom waniliowym z gorącymi malinami, a szkoda, bo ostatnio były pyszne. Trudno, sama kaczuszka musi dziś wystarczyć. Zajadam się, aż mi ślina cieknie po brodzie. Wysysam każdą kosteczkę. Wstyd się przyznać, ale wsunąłem wszystko, łącznie ze skórą. No byłem w siódmym niebie, gdybym był sam w ogródku, to bym i talerz wylizał (-;
W międzyczasie pod knajpkę podstawia się kolega na chopperku. Pozdrawiamy się, mam nadzieję że to nie jest Pan X ()-:

Ponieważ pogoda mega przyjemna, siedziałem sobie w Trattorii chyba z godzinkę, sącząc powoli dietetyczną Pepsi i oglądając co tam światowi sportowcy powrzucali nowego na Twittera.
Zauważyłem przy okazji, iż w Bielsku jest moda na łysych facetów w kolorowych koszulach z takimi „męskim” torebkami noszonymi na skos przy biodrach. Oj tak, na szczęście ja zawsze idę pod prąd i nie mam takiej „męskiej”…czegoś tam (-; Z dzieciństwa pamiętam, że mój Ojciec zawsze na wyjazdy zabierał saszetkę i wskazywał nią kierunek, w którym grzecznie za nim podążaliśmy, zwiedzając słoneczną Italię czy też dalekie krańce ZSRR. Ale to nie było z paskiem, tylko trzeba było nosić w ręce, bądź – o zgrozo – pod pachą. Teraz, po 30 latach, saszetki zastąpiły te „coś tam”. Kurcze, muszę wygooglować jak to się nazywa? Mam. Albo „torebka na ramię” albo „saszetka męska” ()-: Brrrrrrrrr...
Dobra, spadam stąd. Odpalam Kawę i w drogę. W słuchawkach Yanosik dba o to, by koszty tej kolacji nie uległy gwałtownemu wzrostowi.
Teraz droga pustawa, wszyscy wakacjowicze dojechali już w Beskidy, można trochę popędzić. Ale tylko trochę, bo co chwila słyszę w uszach „Fotoradar, tysiąc metrów, ograniczenie prędkości 70 km/h”. Trzeba ciągle hamować. No z pewnością Henry Cole nie określiłby DK86 + DK1 „Najwspanialszą trasą motocyklową Świata”, lepiej jednak prezentuje się pod tym względem Wiślanka!
Późnym wieczorem wbijam do Katowic, dookoła gęste czarne chmury, ale ja nie złapałem nawet kropelki. Wyjazd, choć mega krótki, uznaję za udany.

Kaczka + Pepsi + paliwo = ok. 100 PLN
Warto było!!! Bójcie się wszystkie kaczki w Polsce, bo będę wracał do Trattorii Da Tadeusz częściej…
Jest już przed 18.oo, pytanie zatem gdzie by tutaj skoczyć, bo to musi być w miarę niedaleko? Jestem głodny, więc wybór pada na Trattoria Da Tadeusz w Bielsku. Byłem tam ostatnio zimą i kaczka w słodkim sosie rzuciła mnie na kolana.
Jadę zatem..

Wpis miał być co prawda o jedzeniu, ale..
No właśni, ale jest piątek wieczór pierwszego weekendu wakacji, zatem na drogach ogromny tłok. Internetowa mapa pokazuje praktycznie wszędzie korki, wybieram więc najkrótszą trasę przez 3 Górki i od razu utykam w mega korasie. Na szczęście jadę moto, więc wbijam na środek między 2 pasy stojących aut i powoli na jedynce, no max dwójce, mijam mozolnie auta z palcami na dźwigni hamulca, gotowymi do interwencji w razie spotkania jakiegoś kretyna.
I tu spotyka mnie mega rozczarowanie, bo tym kretynem okazuje się inny motocyklista! Wpierw stoi w korku jakby jechał autem, ale gdy go mijam, nabiera odwagi i również rusza. Ale o zgrozo, co ten koleś na chopperku robi? Ja jadę środkiem na 2-pasmowej jezdni, wymuszając poniekąd groźną facjatą 4 reflektorów Zygzaka aby kierowcy aut grzecznie odsuwali się na boki.

A co robi tamten? Zamiast jechać za mną, to Pan X – czytaj drugi motocyklista – daje na pas pobocza i pcha się skrajem drogi. No nie kumam tego. Co mają zrobić biedni kierowcy z prawego pasa, skoro ja ich zmuszam poniekąd do odbijania w prawo, a tam czeka na nich Pan X na chopperze? I żeby nie było, nie mam nic do chopperów, sam pewnie za jakieś 20 lat przesiądę się na jakiegoś Intrudera lub Irona, ohhh oba są na "I" (-; Pytam tylko, czy ten Szanowny Kolega ma wszystkie szare komórki w normie czy nie? I jak tu potem nie dziwić się kierowcom samochodów, że się na nas czasem denerwują? No trudno, widać i tacy kolesie jeżdżą motocyklami. Nie mam wyboru i też przebijam się na pas pobocza, podążając za Panem X. Na szczęście korek miał tylko kilka kilometrów, więc ta sytuacja nie trwała zbyt długo.
Tuż za Katowicami odkręcam manetkę i pędzę sobie na południe. Niestety po drodze jeszcze z 3 razy jest korek, więc dopiero grubo po 19.o wbijam do Trattorii.

Parkuję Kawę na widoku i od razu zaczepiam kelnerkę. „Karty Pan nie potrzebuje?” pyta. „Nie trzeba! Ja chcę kaczkę w tym pysznym słodkim sosie. I zimną Colę do tego poproszę”.
I już siedzę, czekam sobie spokojnie w ogródku na wymarzoną kaczuszkę. Czas płynie jednak bardzo powoli, tak jak Rudy 102 toczący się powoli po ekranie telewizora. I wreszcie jest..

No cóż to jest za uczta dla podniebienia! Kaczka to danie dość rzadko spotykane w menu restauracji w naszym kraju, ale jadłem ją już parę razy. Ale ta kaczka tutaj, to jest poezja! Miękka, soczysta, oblana pysznym słodkim sosem z owocami leśnymi, chyba też ze śliwką. No odlot! Porcja jest tak mega, że niestety nie dam dziś rady lodom waniliowym z gorącymi malinami, a szkoda, bo ostatnio były pyszne. Trudno, sama kaczuszka musi dziś wystarczyć. Zajadam się, aż mi ślina cieknie po brodzie. Wysysam każdą kosteczkę. Wstyd się przyznać, ale wsunąłem wszystko, łącznie ze skórą. No byłem w siódmym niebie, gdybym był sam w ogródku, to bym i talerz wylizał (-;
W międzyczasie pod knajpkę podstawia się kolega na chopperku. Pozdrawiamy się, mam nadzieję że to nie jest Pan X ()-:

Ponieważ pogoda mega przyjemna, siedziałem sobie w Trattorii chyba z godzinkę, sącząc powoli dietetyczną Pepsi i oglądając co tam światowi sportowcy powrzucali nowego na Twittera.
Zauważyłem przy okazji, iż w Bielsku jest moda na łysych facetów w kolorowych koszulach z takimi „męskim” torebkami noszonymi na skos przy biodrach. Oj tak, na szczęście ja zawsze idę pod prąd i nie mam takiej „męskiej”…czegoś tam (-; Z dzieciństwa pamiętam, że mój Ojciec zawsze na wyjazdy zabierał saszetkę i wskazywał nią kierunek, w którym grzecznie za nim podążaliśmy, zwiedzając słoneczną Italię czy też dalekie krańce ZSRR. Ale to nie było z paskiem, tylko trzeba było nosić w ręce, bądź – o zgrozo – pod pachą. Teraz, po 30 latach, saszetki zastąpiły te „coś tam”. Kurcze, muszę wygooglować jak to się nazywa? Mam. Albo „torebka na ramię” albo „saszetka męska” ()-: Brrrrrrrrr...
Dobra, spadam stąd. Odpalam Kawę i w drogę. W słuchawkach Yanosik dba o to, by koszty tej kolacji nie uległy gwałtownemu wzrostowi.
Teraz droga pustawa, wszyscy wakacjowicze dojechali już w Beskidy, można trochę popędzić. Ale tylko trochę, bo co chwila słyszę w uszach „Fotoradar, tysiąc metrów, ograniczenie prędkości 70 km/h”. Trzeba ciągle hamować. No z pewnością Henry Cole nie określiłby DK86 + DK1 „Najwspanialszą trasą motocyklową Świata”, lepiej jednak prezentuje się pod tym względem Wiślanka!
Późnym wieczorem wbijam do Katowic, dookoła gęste czarne chmury, ale ja nie złapałem nawet kropelki. Wyjazd, choć mega krótki, uznaję za udany.

Kaczka + Pepsi + paliwo = ok. 100 PLN
Warto było!!! Bójcie się wszystkie kaczki w Polsce, bo będę wracał do Trattorii Da Tadeusz częściej…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz