Ale o czym to ja tam pisałem? Aha, no że wszyscy wzięli sobie wolne w piątek lub poniedziałek za tę sobotę 15-go, a ja nie. Mam tak mało dni urlopu – no bo co to jest 26 dzionków ledwie w roku – że wolę to sobie odebrać kiedy indziej. Sezon motocyklowy jest w tym roku chyba dobry, przynajmniej pod kątem pogody, więc taki dzień się zawsze przyda.
Aby być lepiej przygotowanym do właśnie odbierania takich
wolnych dni, i ponieważ miałem już dość jeżdżenia z plecakiem,
gdy nie mogłem spakować się w tank baga, postanowiłem wreszcie
zainwestować w kufer do Zygzaka.
Bardzo długo zajęło mi konsultowanie z kolegami z forum, co i jak będzie najlepiej pasowało do Kawasaki. No niestety – albo właśnie stety - ZZR 1400 to nie jest masowy motocykl, do którego masz do wyboru kilkadziesiąt różnego rodzaju zestawów akcesoriów. Zygzak to sprzęt wyjątkowy, wręcz unikatowy, przez co wybór jest mały, szczególnie jeśli idzie o bagaż. Nie wiem dlaczego wielu bikerów twierdzi, że jest to sprzęt strikte sportowy, czy nawet tzw. hyper bike i nie da się na tym uprawiać turystyki? Ja też tak kiedyś myślałem, bo Kawasaki nie wygląda na coś, czym można by zrobić 1000 km na jeden strzał. Na szczęście moje Kochanie oraz koledzy z RPA byli innego zdania, uznając ZX14R Ninja – bo w Afryce nazywa się tak samo jak w USA – za najlepszy motocykl sportowo – turystyczny roku 2012. Znam ten test na pamięć i był to jeden z czynników decydujących o zakupie Zygzaka.
Ale kufry to inna sprawa, oferta jest ograniczona. Ostatecznie zdecydowałem się na najnowszy model centralki Givi, po negocjacjach wybrałem ofertę firmy motobagaz.pl i po paru dniach, przesyłka była już u mnie.

Nigdy nic samemu przy motocyklu nie robiłem, ale stwierdziłem, iż najwyższy czas to zmienić, skoro jestem z wykształcenia Technikiem Mechanikiem oraz Inżynierem (-; Tak też oto, któregoś wieczoru zszedłem do garażu i zaczęła się zabawa z instrukcjami, śrubkami, wkrętami, kluczami itd.

Po blisko 3 godzinach – w tym wyjeździe do sklepu po brakującą nasadową 12-kę – efekt zaskoczył mnie samego. Wygląda pięknie, zarówno z kufrem.

Jak i bez niego.

No i w ten weekend przyszła pierwsza próba drogowa nowego kufra. Spakowałem się bez problemu, w końcu ile rzeczy trzeba na 2-dniowy wyjazd z prognozą pogody ponad + 33 °C, dwa t-shirty, krótkie spodnie, japonki i kąpielówki. Do tego załadowałem kufer kabanosami, które moje Kochanie uwielbia, i w sobotę rano, skoro świt ok. 9.oo udałem się w kierunku stolicy Wielkopolski.

Ponieważ dzień wcześniej przypadała rocznica śmierci mojego kolegi z akademika, po drodze musiałem odwiedzić Olesno, wybrałem więc podróż DK11.

Wiem, wiem, to najbardziej zatłoczona i powolna trasa ze Śląska do Poznania, ale są wakacje i do tego weekend, trzeba więc unikać autostrad z bramkami. Do tego remont na A4 powoduje, że DK11 wydaje się najbardziej optymalna, zobaczymy..
Żar leje się z nieba, po równo godzinie melduję się w Oleśnie.

To już 11 lat jak Piter gryzie ziemię z powodu zawodu serca. Tak, po raz pierwszy w życiu się zakochał i niestety po raz ostatni, nie wytrzymał tego bidak, ale syf. Zapaliłem mu znicz, puściłem jak co roku „Nothingman”, jego ulubiony kawałek Pearl Jam

A jak już zrobiłem postój, to od razu w Oleśnie szybkie tankowanie i jakaś przekąska na BP.

Jest gorąco, cały czas grubo ponad + 30 °C, pot leje się po plecach, gdy tylko zwalniam w terenie zabudowanym. Jednak jak zawsze jadę w pełnym rynsztunku, nie chcę kusić losu i nie daj boże fundować sobie przeszczep skóry w razie jakiegoś szlifu. Niestety chyba jestem jedyny, który tak myśli. Zdecydowana większość motocyklistów śmiga dziś w t-shirtach, o zgrozo wielu nawet bez rękawiczek i w adidasach. Kolega Left4dead już się kiedyś rozpisywał nt. ubioru motocyklowego w upały, więc nie będę się powtarzał, ale po prostu nie rozumiem takich zachowań i tyle.
Śmigam dalej, co chwila jednak uważać muszę na kierowców puszek, którzy nie kumają co to jest droga wyprzedzania. Oprócz wymuszenia poprzez wyjechanie tuż przed motocykl z drogi podporządkowanej, właśnie puszkowcy wyprzedzający w ospały sposób są największym zagrożeniem dla motocyklistów, szczególnie tych którzy jeżdżą na szybkich sportowych maszynach.
W czasie gdy kierowca auta wyprzedzi jeden pojazd, jadąc w tym czasie oczywiście pod prąd naszym pasem ruchu, ja na motocyklu przejadę kilometr albo i dwa. Najgorsze jest to, że gdy jadę autem, takie wymuszenia pierwszeństwa są rzadkością, ale gdy tylko przesiadam się na motocykl, skala tego zjawiska rośnie lawinowo. Po prostu jakby inni kierowcy mieli Ciebie totalnie w dupie, no bo to Ty jedziesz motocyklem i w razie czołówki, auto ma 10 x więcej szans niż motocykl. Zakładają więc, że to Ty im ustąpisz i zjedziesz na pobocze. W drodze do Poznania spotkałem 4 takich wariatów, z czego chyba tylko 1 mijając się ze mną na żyletki, podniósł rękę przepraszając za swoją głupotę.
Ale dlaczego takie rzeczy robią też bikerzy, tego już nie rozumiem? Gdzieś chyba za Jarocinem, wypadam ze ślepego zakrętu a tu wali wprost na mnie koleś na jakimś nakedzie?! No ludzie litości! Jak nie widzisz co masz za zakrętem, to po co wyprzedzasz? A skoro już wyprzedzasz, a masz słaby motor, to zredukuj kolego i zrób to w ułamku sekundy, a nie że ja muszę hamować, byś Ty się zmieścił między mną a wyprzedzanym samochodem. A najlepiej, sprzedaj motocykl, bo widać nie masz na tyle wyobraźni, by jeździć po naszych okrutnych drogach!
Po 3 godzinach dojeżdżam do Kórnika, gdzie zaczyna się 2-pasmówka. No, nareszcie można odkręcić manetkę i dać czadu. Można…by, bo ledwo się rozpędziłem, widzę już z daleka srebrne kombi z niebieskim paskiem i kogutami na dachu. No tak, dupa dziś będzie z szybkiej jazdy. Kulturalnie ustawiam się za radiowozem i tak w pełnej eskorcie, jadąc przepisowo, wjeżdżam do Poznania. Dopiero na Rondzie Rataje, rozstaje się z eskortą, ale tutaj to już i tak nie będzie jak pogonić. Yanosik w telefonie pika mi już, że kończy się bateria, zjeżdżam na Orlen.

Po chwili melduję się u mojego Kochania, grzecznie parkując Zygzaka zgodnie z instrukcją zarządcy osiedla (-;

Moto będzie stało dziś po chmurką, więc profilaktycznie zakładam pokrowiec.

Dopiero kilka godzin później okaże się jakże to była słuszna decyzja. Ale na razie lodowaty prysznic, bo leje się ze mnie jak z zawodnika sumo, no i obiadek u teściów. Dawno nie jadłem klasycznego schabowego, do tego małosolne ogórki domowej roboty i zimna cola, mniam, mniam..
Wieczorkiem jedziemy do znajomych w Swarzędzu, pooglądać m.in. jakie tam są do kupienia nieruchomości. Tam też łapie nas meeeega burza, zanosiło się na nią co najmniej od godziny. Niebo czarne, potem silny wiatr, w oczach czuć pył przez niego wznoszony i nagle ściana deszczu, pioruny, no bomba. Nie ma TV, nie ma radia, nic. Dzieci się boją, ale ja kocham burzę, uwielbiam ten zapach powietrza w letnim deszczu, no coś pięknego. W ciągu godziny temperatura spada z + 34 °C do zaledwie + 18 °C, wiem bo domowy synoptyk monitorował wszystko on i offline (-;
I tu nagle olśnienie, przecież pod domem stoi motor, kurcze ciekawe co nim?! Szybki telefon do sąsiadów, jest spoko, Kawa stoi cała i zdrowa. Gdy się trochę uspokoiło, zmywamy się do domu. Drogi w Poznaniu zalane, widoczność bliska zeru, wszędzie połamane gałęzie i drzewa, wszyscy mozolnie wleką się w korku. Ale choć jest czym oddychać (-: Miła odmiana po takich upałach.
W domu okazuje się, że bielizna motocyklowa, która suszyła się na balkonie jest bardziej morka, niż po przyjeździe. Trzeba ją wrzucić do pralki i wypłukać, bo dziwnie pachnie też od tego deszczu.
A nazajutrz znowu słoneczko (-: Jest milutko, wybieramy się na działeczkę nad Jezioro Lusowskie. Po drodze obowiązkowy zakup żeberek na grilla z Biedronki.

Nie jestem miłośnikiem działkowania, pewnie dlatego że moi rodzice też mają działkę i za młodu ojciec zmuszał mnie ciągle do jakiegoś grabienia, plewienia itd., co mnie nigdy nie pociągało. Jednak gdy podczas budowania nowej altany, zaczął narzekać na jakość mojej pomocy, obiecałem mu że moja noga więcej na jego cholernej działce nie postanie. I trzymałem się tej obietnicy kilkanaście lat, dopiero gdy urodziły się moje dzieci, pojechałem z nimi na działkę do dziadków. Ale dalej mnie to nie pociąga, tak samo jak wizja posiadania domu. Swego czasu znajomy lekarz mnie ostrzegał „Pamiętaj, nigdy nie kupuj domu, to jest inwestycja do końca życia!”. Wziąłem sobie wtedy jego słowa głęboko do serca i osobiście jestem zwolennikiem mieszkania w bloku i płacenia czynszu. No, co najwyżej, porwałbym się na jakąś szeregówkę na małej działce, a najlepiej na apartament na parterze do którego przynależy troszkę trawnika, tak jak ma Wojtek w HH. Latem można wyjść na powietrze w bieliźnie, zrobić grilla, poopalać się, wystawić dzieciom pompowany basen, ale koszenie trawy ogarnia się w kwadrans.
Ale te działki teściów w Otowie trzeba przyznać mają swój klimat, widać porządne podejście do tematu Poznaniaków. Jest wszystko, miejska woda, sklep, boisko, garaże nawet mają, co już jest wg mnie lekką przesadą. Niektóre budynki, to już bardziej małe domy są, a nie działkowe altany. Ale klimacik jest, można się wywalić na hamaku i ciągnąć browara w przyjemnym cieniu.

Albo colę, jak ktoś musi jeszcze zrobić tego dnia 300 km na motorze.

5 minut spacerkiem do w miarę czystego i ciepłego jeziora, więc jest prawie jak na wakacjach. Ale jak wiadomo „prawie” robi różnicę, no bo gdy każdą wolną chwilę spędza się na działce – jak mój ojciec – i od kilkunastu lat nie jeździ się na wakacje - no bo po co? - to już jest przesada.
Trzeba kończyć tę przemiłą niedzielę i niestety zbierać się powoli do domu. Przede mną w końcu jeszcze pewnie spotkanie z kilkoma super kierowcami puszek na DK11.
Zapowiadają burze na Śląsku, więc nie wiem jak się ubrać, bo na razie jest słoneczko i + 26 °C. Jak ubiorę się na deszcz, to zanim wyjadę z Poznania, będę mokry z braku przepływu powietrza, tak jak ostatnio. Ostatecznie wpinam membranę tylko w spodnie, jak będzie zimno, to najwyżej zatrzymam się na chwilę i szybko pozapinam wywietrzniki w kurtce i tyle.
Dopóki jechałem przez miasto, było przyjemnie. Gdy jednak wyjechałem już na DK11 i na prędkościomierzu pojawiła się z przodu 2-ka, zrobiło się chłodno. Tak jak zatem planowałem, zatrzymałem się na moment na jednej z wiosek i pozapinałem w kurtce wszystkie zamki. Wytrzymałem tak do Ostrowa Wielkopolskiego, zrobiła się już bowiem godz. 19.oo i faktycznie było za zimno na lekką, letnią kurtkę. Tankowanie, zapiekanka na kolację, no i mój klasyczny napój podróżny.

Wpiąłem membranę, zmieniłem kominiarkę i rękawice na cieplejsze. Niestety nie zabrałem z domu drugich butów i musiałem coś wymyślić, bo moje niskie Alpinestars są rewelacyjnie przewiewne, co jest super w upały, ale już nie gdy jest poniżej 20 °C, robi się w nich po prostu zimno. Do tego spadło kilka kropelek deszczu, wiec może być nieciekawie. Pytam Panią na Orlenie czy ma jakieś jednorazówki na zbyciu, ale niestety magazyn mają pusty?
Nagle olśnienie, przecież są te foliowe rękawice do tankowania! Pakuję więc ½ każdej stopy w taką rękawicę i dokładam po drugiej skarpecie, ciekawe czy wystarczy? Ale jakby co, to choć palce będą suche (-: Jedziemy dalej.
Jak na razie jest cieplutko, deszcz nie pada, jedzie się całkiem przyjemnie. Niestety ruch się zwiększył i na pewno nie powtórzę wczorajszego czasu, gdy w 3:15 udało mi się rano pokonać 340 km DK11.
Robi się też powoli ciemno, co w połączeniu z rosnącą liczbą rozbitych owadów na szybce kasku, powoduje iż moja prędkość przelotowa znacznie maleje. Ale znowu nie to jest największym problemem, tylko to, że jest niedziela wieczór i chyba część kierowców do grilla jednak pociągnęło sobie po piwku, bo niektórzy jadą niepewnie. Jest również za kierownicą wiele niedoświadczonych kobiet, które właściwie tylko w weekendy wieczorem siadają za kółkiem, by dowieźć resztę rodziny – w tym zalanego w trupa męża – z obiadku u rodzinki do domu. Widać to po reakcji na motocykl. Taka osoba, która nie jest przyzwyczajona do jeżdżenia na co dzień, skupia się tylko na tym co dzieje się bezpośrednio przed samochodem, nie monitorując lusterek i tego co jest daleko z przodu. Widać to od razu w nerwowej reakcji na mnie, gdy nagle zobaczy, że jadę tuż za samochodem. Auto prawie zawsze leci nerwowo w prawo, czasem aż na pobocze, kurcze trzeba uważać na takich kierowców/kierowniczki.
Ale najgorsze wydarzenie spotyka mnie na obwodnicy Kluczborka i jest dziełem – o zgrozo – ponownie innego motocyklisty. Lecę sobie ostro pustą drogą - wiadomo, że nie 90 km/h - i zbliżam się do skrzyżowania z drogą do centrum Kluczborka. Z daleka widzę, że od strony Orlenu zbliżają się do obwodnicy inne pojazdy, a krzyżówka jest bez świateł. Momentalnie zatem manetka gazu w pozycji zero, prawa noga i dłoń przygotowane na dźwigniach do interwencji. I co? No i wiadomo, jedno auto wyjeżdża, ok. Jestem jeszcze kawałek od krzyżówki, spoko. Ale za tym autem ładują mi się na drogę 2 motory, ja już delikatnie hamuję. Kątem oka widzę, że do skrzyżowania trochę spóźniony za kolegami, zbliża się – nie zwalniając – jakiś chopperowiec obwieszony lampkami, jak choinka na święta. Od razu sobie myślę, że pewnie właduje mi się prosto przede mnie, no bo przecież biedny chłopczyk, zgubiłby swoich kolegów gdyby ustąpił pierwszeństwa.
To też charakterystyczne dla pewnych ludzi, że nie potrafią na motocyklach jeździć w grupie. Nie wiedzą, co to jest jazda na zakładkę, nie myślą że przepisy drogowe są ważniejsze, niźli dziwna chęć utrzymania się w grupie 2 metry za tylnym kołem poprzedzającego motocykla. Dlatego czasem dochodzi do takich dziwnych wypadków. No i jasne, gdy mam już do krzyżówki może z 200 metrów, wytacza mi się ta świecąca pyrkawka prosto przed moją gębę. Do tego koleś ma plecaka, oboje w rozmiarze XXL, więc zanim przetoczyłby się przez jezdnię, ja zdążyłbym na Zygzaku skoczyć na piwo do Pragi i z powrotem. Drodzy koledzy, apeluję tu do Was, myślcie trochę za kierownicą! Błagam, myślcie!
Za Kluczborkiem zaczynają się lasy, kręta droga, pamiętam że podczas poprzedniego powrotu mało co nie przestrzeliłbym jednego zakrętu, którego przez owady na kasku, po prostu nie widziałem. Żyję tylko dlatego, że znam tę drogę na pamięć i pamiętałem że gdzieś tu powinien być zakręt (-;
Nie chcę przeżywać tego stresu ponownie, zjeżdżam więc profilaktycznie na BP w Oleśnie. Myję reflektory Zygzaczka i wpadam ekspresem do wc. Bez ściągania kasku, oblewam wizjer wodą i wycieram do czystości papierowymi ręcznikami. Panie za kasą patrzą się na mnie dziwnie ()-: W środku nocy wpada im do lokalu koleś w kominiarce, z kaskiem na głowie i po chwili, w ekspresowym tempie z niego wypada. Pewnie się zastanawiały kiedy wyciągnę z kieszeni gnata i poproszę o opróżnienie kasy?
Nie wiem czy coś tam do mnie mówiły, bo mi akurat przyjemnie w kasku bębniło Whitesnake „Still Of The Night”. Patrzę jeszcze z przerażeniem jak młoda brunetka zaraz przetrąci mi Zygzaka swoim wypasionym Passatem, bo parkuje w sposób jakby to był co najmniej 20-tonowy tir, a nie VW kombi. Jestem gotowy, aby w każdej chwili kopnąć ją w zderzak zanim puknie moje Kawasaki. Na szczęście „operacja parkowanie” kończy się pełnym sukcesem, co pomimo iż nasze pojazdy były jedynymi stojącymi przed wejściem, okazało się nie lada wyzwaniem dla tej laski. I co? No i otwierają się drzwi i z auta wywalają się sami pasażerowie faceci. Mówiłem, w weekendowe wieczory niepijąca kobitka jest na wagę złota (-;
Już bez większych kłopotów gdzieś przed 22.oo wjeżdżam do garażu. Od razu leci zimne EB, cóż to jest za poezja dla zmysłów!
Odpalam tv, przecież było Grand Prix Czech w Brnie i trzeba obejrzeć wyścig. Fuck! Dekoder mi się zawiesił i nic się nie nagrało!!! Dobra, jutro będzie powtórka, co prawda już tylko Moto GP, więc Moto 2 i Moto 3 przepadły bezpowrotnie, ale już się nie mogę doczekać jutra. Ciekawe czy podium znowu było w składzie Vale, Lorenzo i Marquez…
Tęsknię za moim Kochaniem, które zostało w Poznaniu..
Tja, jak tu tęsknię, a ona pociesza się w towarzystwie świnio – psa (((-;

Bardzo długo zajęło mi konsultowanie z kolegami z forum, co i jak będzie najlepiej pasowało do Kawasaki. No niestety – albo właśnie stety - ZZR 1400 to nie jest masowy motocykl, do którego masz do wyboru kilkadziesiąt różnego rodzaju zestawów akcesoriów. Zygzak to sprzęt wyjątkowy, wręcz unikatowy, przez co wybór jest mały, szczególnie jeśli idzie o bagaż. Nie wiem dlaczego wielu bikerów twierdzi, że jest to sprzęt strikte sportowy, czy nawet tzw. hyper bike i nie da się na tym uprawiać turystyki? Ja też tak kiedyś myślałem, bo Kawasaki nie wygląda na coś, czym można by zrobić 1000 km na jeden strzał. Na szczęście moje Kochanie oraz koledzy z RPA byli innego zdania, uznając ZX14R Ninja – bo w Afryce nazywa się tak samo jak w USA – za najlepszy motocykl sportowo – turystyczny roku 2012. Znam ten test na pamięć i był to jeden z czynników decydujących o zakupie Zygzaka.
Ale kufry to inna sprawa, oferta jest ograniczona. Ostatecznie zdecydowałem się na najnowszy model centralki Givi, po negocjacjach wybrałem ofertę firmy motobagaz.pl i po paru dniach, przesyłka była już u mnie.

Nigdy nic samemu przy motocyklu nie robiłem, ale stwierdziłem, iż najwyższy czas to zmienić, skoro jestem z wykształcenia Technikiem Mechanikiem oraz Inżynierem (-; Tak też oto, któregoś wieczoru zszedłem do garażu i zaczęła się zabawa z instrukcjami, śrubkami, wkrętami, kluczami itd.

Po blisko 3 godzinach – w tym wyjeździe do sklepu po brakującą nasadową 12-kę – efekt zaskoczył mnie samego. Wygląda pięknie, zarówno z kufrem.

Jak i bez niego.

No i w ten weekend przyszła pierwsza próba drogowa nowego kufra. Spakowałem się bez problemu, w końcu ile rzeczy trzeba na 2-dniowy wyjazd z prognozą pogody ponad + 33 °C, dwa t-shirty, krótkie spodnie, japonki i kąpielówki. Do tego załadowałem kufer kabanosami, które moje Kochanie uwielbia, i w sobotę rano, skoro świt ok. 9.oo udałem się w kierunku stolicy Wielkopolski.

Ponieważ dzień wcześniej przypadała rocznica śmierci mojego kolegi z akademika, po drodze musiałem odwiedzić Olesno, wybrałem więc podróż DK11.

Wiem, wiem, to najbardziej zatłoczona i powolna trasa ze Śląska do Poznania, ale są wakacje i do tego weekend, trzeba więc unikać autostrad z bramkami. Do tego remont na A4 powoduje, że DK11 wydaje się najbardziej optymalna, zobaczymy..
Żar leje się z nieba, po równo godzinie melduję się w Oleśnie.

To już 11 lat jak Piter gryzie ziemię z powodu zawodu serca. Tak, po raz pierwszy w życiu się zakochał i niestety po raz ostatni, nie wytrzymał tego bidak, ale syf. Zapaliłem mu znicz, puściłem jak co roku „Nothingman”, jego ulubiony kawałek Pearl Jam

A jak już zrobiłem postój, to od razu w Oleśnie szybkie tankowanie i jakaś przekąska na BP.

Jest gorąco, cały czas grubo ponad + 30 °C, pot leje się po plecach, gdy tylko zwalniam w terenie zabudowanym. Jednak jak zawsze jadę w pełnym rynsztunku, nie chcę kusić losu i nie daj boże fundować sobie przeszczep skóry w razie jakiegoś szlifu. Niestety chyba jestem jedyny, który tak myśli. Zdecydowana większość motocyklistów śmiga dziś w t-shirtach, o zgrozo wielu nawet bez rękawiczek i w adidasach. Kolega Left4dead już się kiedyś rozpisywał nt. ubioru motocyklowego w upały, więc nie będę się powtarzał, ale po prostu nie rozumiem takich zachowań i tyle.
Śmigam dalej, co chwila jednak uważać muszę na kierowców puszek, którzy nie kumają co to jest droga wyprzedzania. Oprócz wymuszenia poprzez wyjechanie tuż przed motocykl z drogi podporządkowanej, właśnie puszkowcy wyprzedzający w ospały sposób są największym zagrożeniem dla motocyklistów, szczególnie tych którzy jeżdżą na szybkich sportowych maszynach.
W czasie gdy kierowca auta wyprzedzi jeden pojazd, jadąc w tym czasie oczywiście pod prąd naszym pasem ruchu, ja na motocyklu przejadę kilometr albo i dwa. Najgorsze jest to, że gdy jadę autem, takie wymuszenia pierwszeństwa są rzadkością, ale gdy tylko przesiadam się na motocykl, skala tego zjawiska rośnie lawinowo. Po prostu jakby inni kierowcy mieli Ciebie totalnie w dupie, no bo to Ty jedziesz motocyklem i w razie czołówki, auto ma 10 x więcej szans niż motocykl. Zakładają więc, że to Ty im ustąpisz i zjedziesz na pobocze. W drodze do Poznania spotkałem 4 takich wariatów, z czego chyba tylko 1 mijając się ze mną na żyletki, podniósł rękę przepraszając za swoją głupotę.
Ale dlaczego takie rzeczy robią też bikerzy, tego już nie rozumiem? Gdzieś chyba za Jarocinem, wypadam ze ślepego zakrętu a tu wali wprost na mnie koleś na jakimś nakedzie?! No ludzie litości! Jak nie widzisz co masz za zakrętem, to po co wyprzedzasz? A skoro już wyprzedzasz, a masz słaby motor, to zredukuj kolego i zrób to w ułamku sekundy, a nie że ja muszę hamować, byś Ty się zmieścił między mną a wyprzedzanym samochodem. A najlepiej, sprzedaj motocykl, bo widać nie masz na tyle wyobraźni, by jeździć po naszych okrutnych drogach!
Po 3 godzinach dojeżdżam do Kórnika, gdzie zaczyna się 2-pasmówka. No, nareszcie można odkręcić manetkę i dać czadu. Można…by, bo ledwo się rozpędziłem, widzę już z daleka srebrne kombi z niebieskim paskiem i kogutami na dachu. No tak, dupa dziś będzie z szybkiej jazdy. Kulturalnie ustawiam się za radiowozem i tak w pełnej eskorcie, jadąc przepisowo, wjeżdżam do Poznania. Dopiero na Rondzie Rataje, rozstaje się z eskortą, ale tutaj to już i tak nie będzie jak pogonić. Yanosik w telefonie pika mi już, że kończy się bateria, zjeżdżam na Orlen.

Po chwili melduję się u mojego Kochania, grzecznie parkując Zygzaka zgodnie z instrukcją zarządcy osiedla (-;

Moto będzie stało dziś po chmurką, więc profilaktycznie zakładam pokrowiec.

Dopiero kilka godzin później okaże się jakże to była słuszna decyzja. Ale na razie lodowaty prysznic, bo leje się ze mnie jak z zawodnika sumo, no i obiadek u teściów. Dawno nie jadłem klasycznego schabowego, do tego małosolne ogórki domowej roboty i zimna cola, mniam, mniam..
Wieczorkiem jedziemy do znajomych w Swarzędzu, pooglądać m.in. jakie tam są do kupienia nieruchomości. Tam też łapie nas meeeega burza, zanosiło się na nią co najmniej od godziny. Niebo czarne, potem silny wiatr, w oczach czuć pył przez niego wznoszony i nagle ściana deszczu, pioruny, no bomba. Nie ma TV, nie ma radia, nic. Dzieci się boją, ale ja kocham burzę, uwielbiam ten zapach powietrza w letnim deszczu, no coś pięknego. W ciągu godziny temperatura spada z + 34 °C do zaledwie + 18 °C, wiem bo domowy synoptyk monitorował wszystko on i offline (-;
I tu nagle olśnienie, przecież pod domem stoi motor, kurcze ciekawe co nim?! Szybki telefon do sąsiadów, jest spoko, Kawa stoi cała i zdrowa. Gdy się trochę uspokoiło, zmywamy się do domu. Drogi w Poznaniu zalane, widoczność bliska zeru, wszędzie połamane gałęzie i drzewa, wszyscy mozolnie wleką się w korku. Ale choć jest czym oddychać (-: Miła odmiana po takich upałach.
W domu okazuje się, że bielizna motocyklowa, która suszyła się na balkonie jest bardziej morka, niż po przyjeździe. Trzeba ją wrzucić do pralki i wypłukać, bo dziwnie pachnie też od tego deszczu.
A nazajutrz znowu słoneczko (-: Jest milutko, wybieramy się na działeczkę nad Jezioro Lusowskie. Po drodze obowiązkowy zakup żeberek na grilla z Biedronki.

Nie jestem miłośnikiem działkowania, pewnie dlatego że moi rodzice też mają działkę i za młodu ojciec zmuszał mnie ciągle do jakiegoś grabienia, plewienia itd., co mnie nigdy nie pociągało. Jednak gdy podczas budowania nowej altany, zaczął narzekać na jakość mojej pomocy, obiecałem mu że moja noga więcej na jego cholernej działce nie postanie. I trzymałem się tej obietnicy kilkanaście lat, dopiero gdy urodziły się moje dzieci, pojechałem z nimi na działkę do dziadków. Ale dalej mnie to nie pociąga, tak samo jak wizja posiadania domu. Swego czasu znajomy lekarz mnie ostrzegał „Pamiętaj, nigdy nie kupuj domu, to jest inwestycja do końca życia!”. Wziąłem sobie wtedy jego słowa głęboko do serca i osobiście jestem zwolennikiem mieszkania w bloku i płacenia czynszu. No, co najwyżej, porwałbym się na jakąś szeregówkę na małej działce, a najlepiej na apartament na parterze do którego przynależy troszkę trawnika, tak jak ma Wojtek w HH. Latem można wyjść na powietrze w bieliźnie, zrobić grilla, poopalać się, wystawić dzieciom pompowany basen, ale koszenie trawy ogarnia się w kwadrans.
Ale te działki teściów w Otowie trzeba przyznać mają swój klimat, widać porządne podejście do tematu Poznaniaków. Jest wszystko, miejska woda, sklep, boisko, garaże nawet mają, co już jest wg mnie lekką przesadą. Niektóre budynki, to już bardziej małe domy są, a nie działkowe altany. Ale klimacik jest, można się wywalić na hamaku i ciągnąć browara w przyjemnym cieniu.

Albo colę, jak ktoś musi jeszcze zrobić tego dnia 300 km na motorze.

5 minut spacerkiem do w miarę czystego i ciepłego jeziora, więc jest prawie jak na wakacjach. Ale jak wiadomo „prawie” robi różnicę, no bo gdy każdą wolną chwilę spędza się na działce – jak mój ojciec – i od kilkunastu lat nie jeździ się na wakacje - no bo po co? - to już jest przesada.
Trzeba kończyć tę przemiłą niedzielę i niestety zbierać się powoli do domu. Przede mną w końcu jeszcze pewnie spotkanie z kilkoma super kierowcami puszek na DK11.
Zapowiadają burze na Śląsku, więc nie wiem jak się ubrać, bo na razie jest słoneczko i + 26 °C. Jak ubiorę się na deszcz, to zanim wyjadę z Poznania, będę mokry z braku przepływu powietrza, tak jak ostatnio. Ostatecznie wpinam membranę tylko w spodnie, jak będzie zimno, to najwyżej zatrzymam się na chwilę i szybko pozapinam wywietrzniki w kurtce i tyle.
Dopóki jechałem przez miasto, było przyjemnie. Gdy jednak wyjechałem już na DK11 i na prędkościomierzu pojawiła się z przodu 2-ka, zrobiło się chłodno. Tak jak zatem planowałem, zatrzymałem się na moment na jednej z wiosek i pozapinałem w kurtce wszystkie zamki. Wytrzymałem tak do Ostrowa Wielkopolskiego, zrobiła się już bowiem godz. 19.oo i faktycznie było za zimno na lekką, letnią kurtkę. Tankowanie, zapiekanka na kolację, no i mój klasyczny napój podróżny.

Wpiąłem membranę, zmieniłem kominiarkę i rękawice na cieplejsze. Niestety nie zabrałem z domu drugich butów i musiałem coś wymyślić, bo moje niskie Alpinestars są rewelacyjnie przewiewne, co jest super w upały, ale już nie gdy jest poniżej 20 °C, robi się w nich po prostu zimno. Do tego spadło kilka kropelek deszczu, wiec może być nieciekawie. Pytam Panią na Orlenie czy ma jakieś jednorazówki na zbyciu, ale niestety magazyn mają pusty?
Nagle olśnienie, przecież są te foliowe rękawice do tankowania! Pakuję więc ½ każdej stopy w taką rękawicę i dokładam po drugiej skarpecie, ciekawe czy wystarczy? Ale jakby co, to choć palce będą suche (-: Jedziemy dalej.
Jak na razie jest cieplutko, deszcz nie pada, jedzie się całkiem przyjemnie. Niestety ruch się zwiększył i na pewno nie powtórzę wczorajszego czasu, gdy w 3:15 udało mi się rano pokonać 340 km DK11.
Robi się też powoli ciemno, co w połączeniu z rosnącą liczbą rozbitych owadów na szybce kasku, powoduje iż moja prędkość przelotowa znacznie maleje. Ale znowu nie to jest największym problemem, tylko to, że jest niedziela wieczór i chyba część kierowców do grilla jednak pociągnęło sobie po piwku, bo niektórzy jadą niepewnie. Jest również za kierownicą wiele niedoświadczonych kobiet, które właściwie tylko w weekendy wieczorem siadają za kółkiem, by dowieźć resztę rodziny – w tym zalanego w trupa męża – z obiadku u rodzinki do domu. Widać to po reakcji na motocykl. Taka osoba, która nie jest przyzwyczajona do jeżdżenia na co dzień, skupia się tylko na tym co dzieje się bezpośrednio przed samochodem, nie monitorując lusterek i tego co jest daleko z przodu. Widać to od razu w nerwowej reakcji na mnie, gdy nagle zobaczy, że jadę tuż za samochodem. Auto prawie zawsze leci nerwowo w prawo, czasem aż na pobocze, kurcze trzeba uważać na takich kierowców/kierowniczki.
Ale najgorsze wydarzenie spotyka mnie na obwodnicy Kluczborka i jest dziełem – o zgrozo – ponownie innego motocyklisty. Lecę sobie ostro pustą drogą - wiadomo, że nie 90 km/h - i zbliżam się do skrzyżowania z drogą do centrum Kluczborka. Z daleka widzę, że od strony Orlenu zbliżają się do obwodnicy inne pojazdy, a krzyżówka jest bez świateł. Momentalnie zatem manetka gazu w pozycji zero, prawa noga i dłoń przygotowane na dźwigniach do interwencji. I co? No i wiadomo, jedno auto wyjeżdża, ok. Jestem jeszcze kawałek od krzyżówki, spoko. Ale za tym autem ładują mi się na drogę 2 motory, ja już delikatnie hamuję. Kątem oka widzę, że do skrzyżowania trochę spóźniony za kolegami, zbliża się – nie zwalniając – jakiś chopperowiec obwieszony lampkami, jak choinka na święta. Od razu sobie myślę, że pewnie właduje mi się prosto przede mnie, no bo przecież biedny chłopczyk, zgubiłby swoich kolegów gdyby ustąpił pierwszeństwa.
To też charakterystyczne dla pewnych ludzi, że nie potrafią na motocyklach jeździć w grupie. Nie wiedzą, co to jest jazda na zakładkę, nie myślą że przepisy drogowe są ważniejsze, niźli dziwna chęć utrzymania się w grupie 2 metry za tylnym kołem poprzedzającego motocykla. Dlatego czasem dochodzi do takich dziwnych wypadków. No i jasne, gdy mam już do krzyżówki może z 200 metrów, wytacza mi się ta świecąca pyrkawka prosto przed moją gębę. Do tego koleś ma plecaka, oboje w rozmiarze XXL, więc zanim przetoczyłby się przez jezdnię, ja zdążyłbym na Zygzaku skoczyć na piwo do Pragi i z powrotem. Drodzy koledzy, apeluję tu do Was, myślcie trochę za kierownicą! Błagam, myślcie!
Za Kluczborkiem zaczynają się lasy, kręta droga, pamiętam że podczas poprzedniego powrotu mało co nie przestrzeliłbym jednego zakrętu, którego przez owady na kasku, po prostu nie widziałem. Żyję tylko dlatego, że znam tę drogę na pamięć i pamiętałem że gdzieś tu powinien być zakręt (-;
Nie chcę przeżywać tego stresu ponownie, zjeżdżam więc profilaktycznie na BP w Oleśnie. Myję reflektory Zygzaczka i wpadam ekspresem do wc. Bez ściągania kasku, oblewam wizjer wodą i wycieram do czystości papierowymi ręcznikami. Panie za kasą patrzą się na mnie dziwnie ()-: W środku nocy wpada im do lokalu koleś w kominiarce, z kaskiem na głowie i po chwili, w ekspresowym tempie z niego wypada. Pewnie się zastanawiały kiedy wyciągnę z kieszeni gnata i poproszę o opróżnienie kasy?
Nie wiem czy coś tam do mnie mówiły, bo mi akurat przyjemnie w kasku bębniło Whitesnake „Still Of The Night”. Patrzę jeszcze z przerażeniem jak młoda brunetka zaraz przetrąci mi Zygzaka swoim wypasionym Passatem, bo parkuje w sposób jakby to był co najmniej 20-tonowy tir, a nie VW kombi. Jestem gotowy, aby w każdej chwili kopnąć ją w zderzak zanim puknie moje Kawasaki. Na szczęście „operacja parkowanie” kończy się pełnym sukcesem, co pomimo iż nasze pojazdy były jedynymi stojącymi przed wejściem, okazało się nie lada wyzwaniem dla tej laski. I co? No i otwierają się drzwi i z auta wywalają się sami pasażerowie faceci. Mówiłem, w weekendowe wieczory niepijąca kobitka jest na wagę złota (-;
Już bez większych kłopotów gdzieś przed 22.oo wjeżdżam do garażu. Od razu leci zimne EB, cóż to jest za poezja dla zmysłów!
Odpalam tv, przecież było Grand Prix Czech w Brnie i trzeba obejrzeć wyścig. Fuck! Dekoder mi się zawiesił i nic się nie nagrało!!! Dobra, jutro będzie powtórka, co prawda już tylko Moto GP, więc Moto 2 i Moto 3 przepadły bezpowrotnie, ale już się nie mogę doczekać jutra. Ciekawe czy podium znowu było w składzie Vale, Lorenzo i Marquez…
Tęsknię za moim Kochaniem, które zostało w Poznaniu..
Tja, jak tu tęsknię, a ona pociesza się w towarzystwie świnio – psa (((-;

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz