Test BMW R1200RS + BMW S1000XR
Chyba w środę dostałem @ z BMW Gazda w Gliwicach, iż robią w najbliższy weekend dni otwarte i są motocykle do jazd testowych. Od razu odpisałem, że interesują mnie 3 modele: S1000XR, R1200RS i K1600GT. Niestety ale wolny już tylko był RS na godz. 16.oo i XR na 17.oo (no bo ktoś XR już na 16.oo wziął…ciekawe kto?). Zarezerwowałem sobie zatem oba modele i miałem już plan na piątkowy wieczór. Co prawda prognozy pogody były raczej pesymistyczne, ale co tam, to tylko prognozy. W czwartek wieczorem zaliczyłem jeszcze super koncert OSTR’ego w Mega Clubie i wieczorkiem spakowałem do auta ciuchy i kask. Tak, byłem gotowy.
W pracy siedziałem już jak na szpilkach, co chwila wychodząc na parking sprawdzać jaka jest pogoda. Nie było źle, co prawda ledwie 12-13 stopni na plusie i zachmurzone niebo, ale jeszcze nie pada. Urwałem się z firmy 15:30 i pędzę do Gliwic.
Do Gazdy wpadłem zdyszany chyba 15:55, a tu…… kolejka ludzi do rejestrowania się na jazdy. Tak, tak, pełno tu dziś motocykli i głodnych wrażeń rajderów.

Koleś za ladą pyta, czy mam ubrania, bo w jeansach i koszuli, to raczej nie pojeżdżę? Zostawiam więc dokumenty i lecę do auta się przebierać. Chwila moment i witam się z gawiedzią szeroko komentującą stojące przed salonem motocykle.

Okazuje się, że co prawda przyjechałem ostatni, ale na szczęście jedno moto jest jeszcze w tankowaniu, więc przeze mnie nie będzie opóźnienia. Ale i tak przepraszam wszystkich, że tak na ostatnią chwilę wpadłem. "Mój" R1200RS stoi już gotowy i odpalony.

To nowy model, który BMW zaprezentowało chyba rok temu, z tego co pamiętam i najbardziej atrakcyjna w nim jest cena, bo jak na fabrykę z Monachium (w której salonie firmowym byłem rok temu) to 60.500 zł za nowy sprzęt jest do przełknięcia.

Moto jest ładne, zgrabne, z przodu przypomina inne modele tej Bawarskiej firmy.

Jedynie te cylindry z boksera tak śmiesznie odstają na boki, jeszcze nie wiem, jak bardzo, ale o tym za chwilkę. Dosiadam bestię, pozycja coś jak na Bandicie, w pełnym wyproście da się dotknąć kierownicy opuszkami palców.

Jeszcze tylko na kolanie podpisuję kwity i chowam kluczyk do kieszeni. Tak, tak, RS ma system free key, tak jak Kawasaki GTR, kluczyk trzeba mieć przy sobie, a moto odpala się i wyłącza guzikiem. Super praktyczny bajer!

Naprawdę fajny motocykl, ładnie burczy ten bokserek. Dobra, szybko obczajam ustawienia komputera i w drogę. Pan z salonu instruuje nas, że będzie jechał autem - czarne BMW 5 full gangsta – i prosi by go nie wyprzedzać. Ja więc proszę by jechał na tyle szybko, aby można było na autostradzie sprawdzić, co moto potrafi.
Kolejna godzina pokaże, że nie załapał o co mi chodziło. Przez ½ godziny wlekliśmy się jakimiś wioskami z prędkością, przy której RS nie chciał jechać na 6-tym biegu. Oj tak, to jest 1-sze rozczarowanie ze strony tego silnika. Spodziewałem się, że legendarny bokser 1200 będzie mega elastyczny, a tu lipa. Gdy przez wioski jedziesz te przepisowe 50 km/h, nie da się tego zrobić ani na 6-ce, a ni nawet na 5-ce. Max co wrzuciłem do 4-ka, szkoda, nie czuć tych 125 Nm.
Sama pozycja na motocyklu jest poprawna, jak już wspominałem wcześniej, zbliżona do Bandita, czyli ciut bardziej wyprostowana niż na Zygzaku. Podwozie bardzo ładnie wybiera dziury, jedzie się komfortowo. Myślę, że ten sprzęt idealnie nadaje się na spokojne jazdy w długich dystansach.
Osłona przed wiatrem też jest wystarczająca, a nogi częściowo chronią ogromne cylindry z boksera.
Cylindry, no właśnie, tu niestety pojawia się minus, który dla mnie dyskwalifikuje ten motocykl. Przy pierwszym ostrzejszym zakręcie, jak zwykle chciałem zejść kolanem do asfaltu, a tu klops! Coś mi przeszkadza. Co to jest? Ohh f...k! To cylinder z boksera niestety )-: Szkoda, bo moto jest bardzo fajne, ale jak ktoś lubi brać zakręty bezpiecznie i na sportowo, to niestety tym motocyklem tego się nie da zrobić. Na tej fotce chyba najlepiej widać, jak bardzo cylindry wystają:

Dobra, na szczęście jest autostrada, puszczam zatem przodem wszystkich i czekam aby zrobić sobie zapas odległości. Z tego co widzę, będziemy jechać A4 tylko chwilkę, więc będę miał 1 próbę, aby zobaczyć co RS potrafi. Daję w palnik, moto dość delikatnie i bez szarpania przyspiesza na lewym pasie. Autostrady starczyło mi tylko do 220 km/h, ale był jeszcze spory zapas w manetce, a do 200 to RS doszedł bez większych problemów, zatem pod względem prędkości, moto idealnie nadaje się na dalekie wypady. Myślę, że nawet z plecakiem i kuframi, spokojnie da radę jechać 200, to dobrze. Szkoda tylko tych odstających cylindrów.
Wracamy w kierunku salonu. Dopiero teraz mam czas pobawić się ustawieniami komputera, jest wszystko czego potrzeba, regulowane zawieszenie, tryby pracy silnika itd.
W czasie jazdy tego nie czuć, ale podczas ruszania czuć, że odkręcając manetkę, moto przechyla się na lewą stronę, to przez te poprzecznie chodzące cylindry.
Gdy stajemy na światłach, wyprzedza mnie koleś jadący XR’em. Kątem oka widzę, że na czarnym Neotec’u ma z tyłu naklejkę „Ninja”. Czyżby??? Odstawiamy motocykle pod salon. Ja lecę jeszcze do auta schować skarpety, które miałem schowane w kasku i na czas jazdy RS’em, zostawiłem na GTL’u, bo nie było już czasu wcześniej wracać do auta. Widzę, że koleś od naklejki „Ninja” podchodzi do dostawczego Fiata. No nie, kurtka Alpinestars, naklejka Ninja, dostawczy Fiat, to musi być on. Podchodzę i pytam się czy gość nie prowadzi czasem bloga? „A co, czytasz?” pyta. Mówię, że tak, no bo Ty czytasz mojego (-;

Tak, tak, tym oto sposobem po 2-letniej znajomości wirtualnej, poznałem osobiście Blogera Roku 2015, Mr. Left4dead. Ale spotkanie (-: Gadamy chwilę, bo ja mam już zaraz kolejną jazdę, wymieniamy telefonami etc. Do zoba w necie i pewnie już teraz kiedyś w realu (nie mylić z Auchan)!
Tym razem czeka na mnie S1000XR. „Uważaj” mówił Left4dead, „bo ma kopa, no i sprzęgło coś się ślizga”. Chyba dam radę tym 160 koniom mechanicznym, skoro udaje mi się zapanować nad 210-ma (-: Z sylwetki XR przypomina od razu moją ukochaną Multistradę.

Moto jest wysokie, dzięki czemu pozycja za kierownicą to ideał, siedzisz z kręgosłupem w pionie, coś cudownego na długich dystansach.

Przód przypomina bardzo RS i inne modele BMW.

Tyłeczek ma malutki, chudziutki, oj mniam, mniam, to lubię (-;

W tym srebrnym malowaniu wygląda nie za ciekawie niestety, szkoda że nie jest czerwony, biały albo czarny.

Generalnie XR jest ładny, choć urodą chyba jednak Ducati ustępuje i to zdecydowanie. Kawasaki Versys 1000 też jest od niego ładniejszy. Powiedziałbym, że z tej grupy motocykli to estetyka gdzieś na poziomie Aprilki Caponord czy Yamahy MT09 Tracer, na pewno dużo ładniejszy od Suzuki Vstrom 1000.

No, ale zobaczmy co do cudo potrafi. Kierownica szeroka, idealnie leży w dłoniach. Oczywiście seryjne 2-stopniowe grzane manetki (to samo, co w R1200RS).

Kokpit też bez zarzutu, szybko można się połapać co gdzie jest. Kluczyk jest już tradycyjny, nie to co w RS'ie. Oczywiście moto ma pełny wypas elektroniki, z trybami pracy silnika i zawieszenia. Jest też duża lampka ostrzegająca przed max poziomem obrotów, oj będzie się przez najbliższą godzinkę często paliła (-;

Jedynka i w drogę. Ohh shit, zgasł! Jednak Left4dead miał rację, sprzęgło do wymiany. Druga próba i tym razem sukces.
Jak tylko wyjechaliśmy z korka obok KFC (nota bene fatalnie jest rozwiązane te skrzyżowanie), pierwsze odkręcenie manetki i……………… banan od ucha do ucha! No to jest moc! Aż się nie chce wierzyć, że to tylko 160 KM, moto na każdym biegu ciągnie do przodu jak dzikie, poezja!! A zakręty? XR cudownie kładzie się w zakrętach, prowadzi się stabilnie i bezpiecznie.
Na szczęście tym razem inny opiekun jedzie przed nami w tym samym gangsta style BMW 5. Już od początku zrobił na mnie dobre wrażenie, bo wypytał wszystkich, jakie mamy motocykle etc. Dziwnym zbiegiem okoliczności, byli sami właściciele Kawasaki (-: Prosił by ze względu na niską temperaturę i wilgotność, zacząć jazdę od ustawienia komputera na deszcz, by się do moto przyzwyczaić. Pełna profeska! Poprosiłem go by jechał bardziej dynamicznie, niż kolega wcześniej, bo nie robimy jazdy testowej skuterami, tylko motocyklami de facto sportowo – turystycznymi, jakby na to nie patrzyć. Dziękuję serdecznie p. Zbyszku, bo to była już inna jazda!
XR jeździ po prostu bosko, a gdy komputer ustawi się na „Dynamic” no to jest już petarda! Przez całą jazdę uśmiech nie schodził mi z gęby, moto jest po prostu niesamowite, naprawdę BMW zrobiło Ducati ogromnego psikusa tym modelem. Jest nawet taki fajny test tych 2 modeli zrobiony przez Mata i jego ekipę z RPA, gdzie w większości kategorii wygrywa XR, ale na koniec każdy twierdzi, że kupiłby……. Multistradę (-: Tak właśnie emocje wygrywają z rozsądkiem, chyba. Fajnie ogląda się również 2 Kalifornijczyków, którzy również porównali oba te modele w dość wesołym teście, m.in. na odwiedzonym przeze mnie rok temu legenarym korkociągu na Laguna Seca. Wszyscy zwracają uwagę na to, że najwiekszą wadą XR'a są wibracje od silnika, które pojawiają się ok 5.000 - 7.000 obr. Ja nie zauważyłem tego, ale jazda była zbyt krótka, aby się o tym przekonać. Będę musiał kiedyś zabrać XR'a na dłuższy test, BMW Gazda już zadeklarował, że dostanę moto. Zobaczymy wtedy, czy to się potwierdzi?
W ½ jazdy XR zawołał pomarańczową lampką ze znaczkiem trójkąta ostrzegawczego, że coś jest nie tak. Okazało się, że przekroczony jest termin przeglądu i stąd motocykl o tym delikatnie przypomina. Ale oprócz tej lampki ostrzegawczej i ślizgającego się sprzęgła, jazda była wyborna. Niestety ten egzemplarz miał założony limiter obrotów do 9.000, więc max na autostradzie poszedł mi 197 km/h, ale podobno XR jeździ ok. 270. Z tym silnikiem, to pewnie żaden problem.

Jedno jest pewne, BMW S1000XR ląduje na szczycie mojej listy potencjalnych następców Zygzaka. A są tam już Ducati Multistrada 1200, Yamaha MT09 Tracer i Aprilia Caponord 1200. Może, gdy będę sprzedawała Zygzaka, czyli pewnie nie wcześniej niż za jakieś 5 lat, będzie mnie już stać na to, aby wydać ponad 70 tysięcy na motocykl w wersji podstawowej (-;
Jazdy testowe zakończyły się omówieniem szkoleń Speed Day organizowanych na Torze Poznań. Gdy załatwia się uczestnictwo przez dealera BMW, zawożą moto tam i z powrotem, cały dzień ma się trenera do swojej dyspozycji i trzeba za to wybulić „jedyne” 1.000 zł. To co prawda ½ tego, co woła California Superbike School, ale wg mnie to przesada. Uczestnictwo w Suzuki Moto Szkole to 150 zł i tak marka powinna dbać o swoich klientów.

Tak czy inaczej, bardzo dziękuję BMW Gazda Gliwice za możliwość skorzystania z darmowych jazd testowych. Gdyby tak jeszcze motocykl był oddany na godzinę jazdy samemu, bez „pilota” w gangsta samochodzie, byłoby perfekt!
PS. Dostałem właśnie info z BMW GAZDA, że zarówno R1200RS jak i S1000XR są ich testówkami z Gliwic, więc jak ktoś ma ochotę, można się z nimi umawiać na "normalne" jazdy testowe..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz