Pamiętam, że równo 2 lata temu, również w grudniu, jeszcze moim starym Banditem zupełnie przypadkiem podczas zimowej przejażdżki zrobiłem rekord prędkości i wtedy te 257 km/h wydawało mi się kosmiczną prędkością jak na motocykl. Wtedy też odżyła moja miłość do Bandita i choć miałem go już niby sprzedawać, pojeździłem nim jeszcze 1 pełny sezon.
Wczoraj też siedziałem w pracy i cierpiałem. Za oknem pełne
słońce, temperatura w południe + 15.5 °C, a ja za biurkiem. A
i tak nic nie mogłem robić, bo od poprzedniego dnia walczyłem z
Outlookiem, który postanowił na koniec roku się totalnie
zawiesić, więc tylko traciłem czas. Uwielbiam taki komunikat,
szczególnie gdy przez godzinę Microsoft pisze, że coś
będzie zrobione „za 15 sekund” ((-;

Zresztą teraz, choć jest Wigilia, też siedzę w firmie, ale zamiast pracować, dalej walczę z piep……. programem pocztowym Microsoftu, bo znowu wisi. Muszę się z tym uporać, bo jakby miał mieć taką „zawiązkę” czy może „zawiesinę” po Świętach, będzie krucho z robotą.
No i, wracając do wczorajszego dnia, wreszcie padło hasło, że Prezes puszcza wszystkich o 13:00 do domu! Hurra!!!!! Piszę więc czym prędzej do Ciżuka, że może jakaś moto kawka itp. ale ten ma dyżur w radiu do 17:00, dupa. Pędzę zatem do domu, ubieram się i biegiem do garażu, jestem tak podniecony, że aż mi się ręce trzęsą. Zrzucam z Zygzaka pokrowiec, odpinam wszystkie blokady, ściągam kufer i w drogę….. na stację oczywiście i do kompresora, bo bidula stał tak prawie 2 miesiące, więc trzeba sprawdzić ciśnienie.

No i znowu jest 2.6 atmosfery, a musi być 2.9. Dobijam zatem solidarnie tył i przód, w uszach ląduje muza + Yanosik i w drogę.

Mam jakieś 2 godziny, zanim zajdzie słońce, więc nie ma co lecieć do Chorwacji (-; Wybieram zatem na szybko Wiślankę. Rozgrzewam dobrze opony, rzucając Zygzakiem na prawo i lewo. Jakaś kobiałka w Punto za mną trąbi jak oszalała, no cóż, nic widać nie wie o motocyklach i zimnych oponach. Już mknę w kierunku Beskidów.
Nie była to jednak dobra decyzja, bo po pierwsze primo jest ogromny ruch i częściej hamuję, niż odkręcam manetkę. A po drugie primo, jadę wprost na zachodzące słońce, które bije tak mocno po oczach, że momentami nic nie widać i trzeba jechać na wyczucie.

Ale ja przynajmniej patrzę na znaki, za to babcia w Kia Sportage obok mnie ma to totalnie w dupie i przelatuje przez skrzyżowanie na pełnym czerwonym świetle. Dobrze, że kierowcy z naprzeciwka byli troszkę bardziej kumaci i się zatrzymali, bo inaczej byłoby wielkie boom ()-: Może będę stronniczy, ale uważam, że gdzieś tak po 60-tce, to kierowcy powinni obowiązkowo przechodzić - powiedzmy co 5 lat - badania u lekarza, bo czasami aż strach patrzeć na to co te moherowe berety wyprawiają za kierownicą! I to niezależnie od tego czy jadą 30-letnim Maluchem, czy wypasioną S-klasą prosto z salonu. Po prostu w pewnym wieku, zmysły już nie te i powinno się to obligatoryjnie kontrolować.
Dobra, dolatuję cały i zdrowy do Żor, mając nadzieję, że żaden fotoradar mnie nie złapał, bo coś dziwnie Yanosik milczał całą drogę i biorę kierunek na A2. Mijam kilku bajkerów. Zatrzymuję się na pierwszym parkingu, by zobaczyć co z tym Yanosikiem? Wszystko oka, całe szczęście, bo dopiero co właśnie dziś wysłałem przelewem 200 zł na konto Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego za moją czerwcową wpadkę i nie chciałbym dodawać kolejnych punktów do mojego 6-oczkowego osiągnięcia.

Szybka foto sesja ze słonkiem (-:

I już jestem na A2, trzy pasy prawie puste, no cóż, zwalniam mocowanie deflektora by go po drodze go nie połamać, ustawiam KTRC na najlżejszy 1-szy stopień i daję w palnik. O matko!!!
Odzwyczaiłem się już od tych 210 koni mechanicznych. Co to jest za moc! Ledwo jestem się w stanie utrzymać w siodle, no po prostu ogień, nawet nie wiem kiedy były trzy paki, coś pięknego. Inni użytkownicy drogi wydają się jakby stali w miejscu, kurcze to jest moc. Muszę uważać, bo idą święta i wielu Niedzielnych Kierowców jest na drogach, ale tak czy inaczej chyba z 3 razy udaje mi się złapać odpowiednio długi kawałek pustej autostrady by osiągnąć v-max Kawasaki (żeby nie mylić z Yamahą Vmax). Aż łapy mnie bolą, tak się kurczowo trzymam kierownicy.
Po chwili odbijam na A4 i do domu. Tutaj już dużo większy ruch, co drugie auto z Faterlandu, trzeba robić slalom gigant, by w miarę płynnie jechać. Jak taki Polski Niemiec jest w drodze od kilkunastu godzin, nie ma co liczyć na jego refleks i to, że zjedzie z lewego pasa, przynajmniej na środkowy. Zresztą generalnie to jest dziwne zjawisko. Gdy są w swojej nowej ojczyźnie, jeżdżą jak bozia nakazała, są uprzejmi, ustępują pierwszeństwa itd. Ale jak tylko taki „emigrant” przekroczy granicę w Zgorzelcu, od razu przestaje być Niemcem w Niemczech i staje się w ułamku sekundy Polakiem w Polsce, choć jego auto dalej ma te same numery rejestracyjne z Hamburga czy z wioski pod Frankfurtem, dziwne co? Nie wiem z czego to wynika? Może jest tak wk…….. na swoją byłą ojczyznę, że specjalnie zachowuje się jak tutejszy burak? A może wydaje mu się, że skoro jego BeeMWe ma żółtą naklejkę „BVB 09”, jest kimś lepszym, niż my tutaj, krajanie, lokalsi, jak zwał tak zwał? Nie wiem, w każdym bądź razie, tak jest i nikt nie umie wytłumaczyć tego fenomenu.
Przebijam się zatem przez ten slalom aut z różnymi nr rejestracyjnymi, choć tożsamymi kierownikami. Po chwili jestem już w garażu, ale nie stawiam Kawasaki pod ścianą, o nie. Auto stoi na dworze, a Zygzak zajmuje centralną pozycję na środku garażu!

Tak są święta, jest grudzień, ale mam nadzieję, że nie była to ostatnia przejażdżka a.d. 2015.

Wesołych Świąt!!!

Zresztą teraz, choć jest Wigilia, też siedzę w firmie, ale zamiast pracować, dalej walczę z piep……. programem pocztowym Microsoftu, bo znowu wisi. Muszę się z tym uporać, bo jakby miał mieć taką „zawiązkę” czy może „zawiesinę” po Świętach, będzie krucho z robotą.
No i, wracając do wczorajszego dnia, wreszcie padło hasło, że Prezes puszcza wszystkich o 13:00 do domu! Hurra!!!!! Piszę więc czym prędzej do Ciżuka, że może jakaś moto kawka itp. ale ten ma dyżur w radiu do 17:00, dupa. Pędzę zatem do domu, ubieram się i biegiem do garażu, jestem tak podniecony, że aż mi się ręce trzęsą. Zrzucam z Zygzaka pokrowiec, odpinam wszystkie blokady, ściągam kufer i w drogę….. na stację oczywiście i do kompresora, bo bidula stał tak prawie 2 miesiące, więc trzeba sprawdzić ciśnienie.

No i znowu jest 2.6 atmosfery, a musi być 2.9. Dobijam zatem solidarnie tył i przód, w uszach ląduje muza + Yanosik i w drogę.

Mam jakieś 2 godziny, zanim zajdzie słońce, więc nie ma co lecieć do Chorwacji (-; Wybieram zatem na szybko Wiślankę. Rozgrzewam dobrze opony, rzucając Zygzakiem na prawo i lewo. Jakaś kobiałka w Punto za mną trąbi jak oszalała, no cóż, nic widać nie wie o motocyklach i zimnych oponach. Już mknę w kierunku Beskidów.
Nie była to jednak dobra decyzja, bo po pierwsze primo jest ogromny ruch i częściej hamuję, niż odkręcam manetkę. A po drugie primo, jadę wprost na zachodzące słońce, które bije tak mocno po oczach, że momentami nic nie widać i trzeba jechać na wyczucie.

Ale ja przynajmniej patrzę na znaki, za to babcia w Kia Sportage obok mnie ma to totalnie w dupie i przelatuje przez skrzyżowanie na pełnym czerwonym świetle. Dobrze, że kierowcy z naprzeciwka byli troszkę bardziej kumaci i się zatrzymali, bo inaczej byłoby wielkie boom ()-: Może będę stronniczy, ale uważam, że gdzieś tak po 60-tce, to kierowcy powinni obowiązkowo przechodzić - powiedzmy co 5 lat - badania u lekarza, bo czasami aż strach patrzeć na to co te moherowe berety wyprawiają za kierownicą! I to niezależnie od tego czy jadą 30-letnim Maluchem, czy wypasioną S-klasą prosto z salonu. Po prostu w pewnym wieku, zmysły już nie te i powinno się to obligatoryjnie kontrolować.
Dobra, dolatuję cały i zdrowy do Żor, mając nadzieję, że żaden fotoradar mnie nie złapał, bo coś dziwnie Yanosik milczał całą drogę i biorę kierunek na A2. Mijam kilku bajkerów. Zatrzymuję się na pierwszym parkingu, by zobaczyć co z tym Yanosikiem? Wszystko oka, całe szczęście, bo dopiero co właśnie dziś wysłałem przelewem 200 zł na konto Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego za moją czerwcową wpadkę i nie chciałbym dodawać kolejnych punktów do mojego 6-oczkowego osiągnięcia.

Szybka foto sesja ze słonkiem (-:

I już jestem na A2, trzy pasy prawie puste, no cóż, zwalniam mocowanie deflektora by go po drodze go nie połamać, ustawiam KTRC na najlżejszy 1-szy stopień i daję w palnik. O matko!!!
Odzwyczaiłem się już od tych 210 koni mechanicznych. Co to jest za moc! Ledwo jestem się w stanie utrzymać w siodle, no po prostu ogień, nawet nie wiem kiedy były trzy paki, coś pięknego. Inni użytkownicy drogi wydają się jakby stali w miejscu, kurcze to jest moc. Muszę uważać, bo idą święta i wielu Niedzielnych Kierowców jest na drogach, ale tak czy inaczej chyba z 3 razy udaje mi się złapać odpowiednio długi kawałek pustej autostrady by osiągnąć v-max Kawasaki (żeby nie mylić z Yamahą Vmax). Aż łapy mnie bolą, tak się kurczowo trzymam kierownicy.
Po chwili odbijam na A4 i do domu. Tutaj już dużo większy ruch, co drugie auto z Faterlandu, trzeba robić slalom gigant, by w miarę płynnie jechać. Jak taki Polski Niemiec jest w drodze od kilkunastu godzin, nie ma co liczyć na jego refleks i to, że zjedzie z lewego pasa, przynajmniej na środkowy. Zresztą generalnie to jest dziwne zjawisko. Gdy są w swojej nowej ojczyźnie, jeżdżą jak bozia nakazała, są uprzejmi, ustępują pierwszeństwa itd. Ale jak tylko taki „emigrant” przekroczy granicę w Zgorzelcu, od razu przestaje być Niemcem w Niemczech i staje się w ułamku sekundy Polakiem w Polsce, choć jego auto dalej ma te same numery rejestracyjne z Hamburga czy z wioski pod Frankfurtem, dziwne co? Nie wiem z czego to wynika? Może jest tak wk…….. na swoją byłą ojczyznę, że specjalnie zachowuje się jak tutejszy burak? A może wydaje mu się, że skoro jego BeeMWe ma żółtą naklejkę „BVB 09”, jest kimś lepszym, niż my tutaj, krajanie, lokalsi, jak zwał tak zwał? Nie wiem, w każdym bądź razie, tak jest i nikt nie umie wytłumaczyć tego fenomenu.
Przebijam się zatem przez ten slalom aut z różnymi nr rejestracyjnymi, choć tożsamymi kierownikami. Po chwili jestem już w garażu, ale nie stawiam Kawasaki pod ścianą, o nie. Auto stoi na dworze, a Zygzak zajmuje centralną pozycję na środku garażu!

Tak są święta, jest grudzień, ale mam nadzieję, że nie była to ostatnia przejażdżka a.d. 2015.

Wesołych Świąt!!!